poniedziałek, 9 grudnia 2013

To z miłości!

Cześć. Rozbrykanie Gabrysi doprowadza mnie już do szału. Zwariuje niedługo z tą małą artystką. Mówi i powtarza co jej ślina na język przyniesie. Czasami jak ją pytam dlaczego to powiedziała i czy wie co oznacza to co powiedziała odpowiada z uśmiechem na twarzy: Nie wiem?!
Ostatnio wyskoczyła, że mama jest jak szmata! Nie mogłam ukarać małej bo nie wiedziała, że w świecie dorosłych to brzydko mówić tak do kogoś. Przykro mi się zrobiło. No ale to tylko dziecko.
Później przyszła przytuliła mnie, polizała? i ugryzła w policzek. Zapytałam co wyprawia - no co artystka z rozbrajającym uśmiechem: mamusiu to z miłości!
Wczoraj powiedziała, że ona umrze! Kiedyś wszyscy umrzemy taka kolej rzeczy - odpowiedziałam jej. Ale ja nie chcę umrzeć! - odpowiedziała Gabi i zaczęła ryczeć. Oczywiście jak zwraca się jej na coś uwagę, że brzydko mówi lub robi coś złego natychmiast zaczyna płakać i drze się przytul mnie, bo mi smutno. Nie wiem czy to normalne, czy ktoś jest cwańszy niż ładniejszy.
Kontrolujemy z mężem to co mówimy bo wiemy, że małe radarki czuwają. No ale nie zawsze to wychodzi. Wczoraj jak oglądaliśmy wiadomości Gabi ni z gruchy ni z pietruchy wystrzeliła: co za idiota. Ubaw mieliśmy po pachy, bo akurat wtedy pokazywali pewnego polityka, którego ja i mąż moglibyśmy rzeczywiście nazwać tak jak mała powiedziała.
Jutro długo wyczekiwane jasełka. Idę piec ciasto na poczęstunek po przedstawieniu. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko dobrze poszło.

                                                                                                       Anka

piątek, 6 grudnia 2013

Urodziny!

Cześć. Nasza pociecha ma już 3 lata. Ostatnio urządziliśmy jej urodziny. Zaprosiliśmy rodzinę na obiad, potem przekąski i oczywiście słodkości. Prezentów Gabi dostała co nie miara. W pewnym momencie nawet już części nie rozpakowywała bo mówiła, że ma już za dużo. Większość prezentów związana jest z ulubioną bohaterką z bajki: Dorą. Prezenty prezentami, ale małej najbardziej podobało się, że miała do zabawy kumpelkę - Natalkę. Obie wściekały się, piszczały i do tego waliły drzwiami tak, że bałam się że wylecą z futryny.
  Jak to na urodzinach bywa nadszedł czas tortu. Zapaliłam świeczkę na torcie i goście odśpiewali "Sto lat". Gabi była tak przerażona śpiewem, że schowała się pod moją pachę i z łzami w oczach: mamo ja nie chcę, żeby oni mi śpiewali. No cóż? Potem tylko zdmuchnęła świeczkę i jak nigdy dotąd poprosiła o kawałek tortu. Nałożyłam jej niewielki kawałek czekoladowego urodzinowego wypieku i usadziłam z Natalką i Bartusiem przy stole. Mała tak pałaszowała tort, że oprócz buzi i rąk brudne były także łokcie. Dziecko zadowolone to i rodzice od razu lepiej się czują.
A następnego dnia jak mała dowiedziała się, że dzisiaj goście już nie przyjdą bo Gabi nie ma już urodzin to cały poranek płakała. I weź tu bądź mądry i wytłumacz dzieciakowi, że urodziny są raz w roku - jak dziecko chce mieć je codziennie.

                                                                                                   Anka

środa, 4 grudnia 2013

Hej kolęda kolęda!

Cześć. Dzieciaki w przedszkolu przygotowują jasełka. Uczą się swoich kwestii i piosenek. Gabi najbardziej do gustu przypadła kolęda "Przybieżeli do Betlejem". Takiego szału dostaje przy tej piosence, że zaczyna śpiewać głośno (czytaj drzeć się) i podskakiwać tupiąc niemiłosiernie przy tym nogami. Ostatnio taki koncert dała w domu, że następnego dnia miała zdarte gardło i ledwo mówiła gdy odbierałam ją z przedszkola.
  Następnego dnia gorączka i duszności. Zapalenie krtani z silnym obrzękiem krtani. No i skończyło się kolędowanie! Po 1,5 tygodniowym chorowaniu znów wróciła do przedszkola.
  Już pierwszego dnia przyniosła do domu nową wspaniałą piosenkę "Dżingołs Bels" (pisze jak mała wymawia). Ubaw mamy po pachy jak mała próbuje śpiewać po angielsku nie znając za bardzo słów. Jedyne co jej świetnie wychodzi to zmyślanie kolejnych wyrazów do piosenki.

                                                                                                              Anka

poniedziałek, 18 listopada 2013

Wycieczka!

Cześć. Dzieciaki w przedszkolu wybrały się ostatnio na wycieczkę do zajezdni autobusowej. Niby nic szczególnego, ale sama myśl o jechaniu autokarem a potem atrakcje autobusowe wywołała u małej podróżniczki niemałe podekscytowanie. Przez kilka dni pytała kiedy będzie dzień wycieczki.
  Nadszedł upragniony dzień. Śniadanko w przedszkolu wcześniej niż zwykle, potem ubieramy się i wsiadamy do wielkiego autokaru, zapinamy pasy i jedziemy przez całą Warszawę.
W zajezdni dzieci dostały specjalne bilety i wsiadły do długiego autobusu, gdzie skasowały bilety, i pojechały na myjnie autobusową. Potem przyszedł pan kontroler i sprawdził dzieciom bilety. Na koniec wycieczki maluchy dostały pocztówkę, notesik na magnes z autobusem i oczywiście smycz z autobusem. Potem z powrotem do autokaru i jazda do przedszkola gdzie czekał już obiadek.
  Ciocie opowiadały, że tego wyjątkowego dnia wszystkie dzieci były grzeczne i słuchały się z czym ostatnio mają duży problem.
Gabi po powrocie do domu wzięła całą swoją czeredę i usadziła ją na łóżku i także organizowała im wycieczkę do zajezdni autobusowej. Ubaw mieliśmy po pachy jak latała po "autobusie" i lale zapinała w pasy. Na końcu przyszedł wielki misiek i robił za kierowcę autobusu.

                                                                                                        Anka

piątek, 15 listopada 2013

Bal!

Cześć. Ostatnio Gabi była chora przez około 1,5 tygodnia. W połowie choroby zajrzałam z ciekawości na stronę naszego przedszkola gdzie zawsze umieszczane są wszystkie informacje na temat co wydarzy się w przedszkolu. Jest sobota wieczór a ja dowiaduję się, że w środę odbędzie się bal przebierańców. No to super! Tylko w co albo za kogo przebrać dziecko? Zadzwoniłam do bratowej czy ma jakiś strój do wypożyczenia? Strój księżniczki miała ale ze 2 rozmiary większy niż potrzebowałyśmy. Co robić? Pomyślałam sobie, że w najgorszym wypadku jak nic nie zorganizujemy to posiedzi jeszcze osłabiona po chorobie w domu.
Położyłam małą spać wieczorem i zaczęłam patrzeć na propozycje sklepów internetowych. Po dłuższych poszukiwaniach kupiłam jej kostium pszczółki. Wiadomo, że dziecko rośnie w zastraszającym tempie i kostium jest na jeden raz, dlatego też kupiłam jeden z tańszych.
Paczka przyszła we wtorek rano. Ekspresowo! Dokupiłam do kompleciku bluzeczka ze skrzydełkami i czapka z buzią pszczółki i czułkami jeszcze czarne rajstopki i żółtą bluzeczkę na długi rękaw.
W środę mała pszczółka poszła chętnie do przedszkola. Tańcowała ze swoją koleżanką Mają i kolegą Jasiem. Potem był słodki poczęstunek i zajęcia z dyniami.
Przez kilka kolejnych dni Gabi przed każdym wyjściem do przedszkola pytała czy dzisiaj też będą tańce? No cóż - roztańcowała się nam nasza kruszynka. Pomyślę o zapisaniu jej na dodatkowe zajęcia taneczne w przedszkolu.

                                                                                       Anka

środa, 13 listopada 2013

Zabawa w peta?

Cześć wszystkim. Gabrysia ostatnio chorowała a ja nie miałam zbytnio czasu, żeby napisać coś ciekawego. Ale wracamy!
Podczas choroby z Gabrysią w domku siedziała babcia. Codziennie ujeżdżała teściową jak nie marudzeniem to zabawami. Mama jest osobą palącą. W domu naszym się nie pali więc wychodziła na taras przymykając drzwi za sobą.
Gabrysia ostatnio chwyta szybko w mig. Najgorzej, że powtarza wszystko co usłyszy - a słuch ma niezwykle dobry. Po cichu rozmawiałam z mężem w kuchni a artystka siedziała 2 pokoje dalej i słyszała o czym my mówimy. Trzeba się pilnować! Babcia zapomniała się i powiedziała: cholera! oczywiście Gabi świetnie teraz powtarza to. Mąż ostatnio nie wytrzymał i skomentował bajkę, którą oglądała mała (mąż nie lubi bardzo tej bajki i szlag go trafia jak ją widzi): ale głupia ta bajka! Teraz jak zaczyna się świnka Peppa Gabrysia krzyczy do taty: Tato ta bajka nie jest głupia!
   Wczoraj rozwieszałam pranie w pokoju a Gabi chodziła z torebką foliową w dłoni zamykała drzwi od pokoju wsadzając torebkę między drzwi i futrynę tak żeby przytrzasnąć torebkę drzwiami.
   Pytam się artystki co robi: bawię się w peta! Włosy stanęły mi dęba. Jak to bawisz się w peta? No idę na peta - powiedziała, i trzasnęła drzwiami. Nie wiedziałam na początku o co chodzi. Po chwili patrzę a Jaśnie Pani trzyma paluszka słonego w buzi i udaje, że pali papierosa. No tak podpatrywała babcię jak ta pali na tarasie a jak chodzi o torebkę foliową to mama okręcała uszy torebki o klamkę a resztę trzymała po drugiej stronie żeby drzwi były przymknięte i nie wiało do środka. Gabrysia nie wiedziała chyba co ma wymyślić więc wymyśliła sobie taką zabawę! Jestem ciekawa jaki będzie następny pomysł jak chodzi o zabawę?

                                                                                                  Anka

czwartek, 3 października 2013

Zamek i naleśniki!

Cześć. Gabrysia będąc na wczasach polubiła naleśniki. Pani przyrządzająca codziennie śniadania w naszym Pensjonacie dla każdego chętnego smażyła pyszne pulchne naleśniki. Każdy zajadał wg uznania: albo z cukrem pudrem, dżemem bądź z jabłkami. Mały łakomczuch zajadał z rana "czystego" naleśnika i dodatkowo oczywiście parówkę, ogóra, serek, pomidorek i bułeczkę. Pewnego dnia jechaliśmy na wycieczkę do Zamku Książ. Pani Basia zapytała czy nie zrobić małej jednego naleśniczka na wynos to sobie zje po drodze. Ok powiedzieliśmy. Tak więc po tłustym śniadanku z naleśnikiem i cieplutką bułeczką wyruszyliśmy w trasę.
   Po dotarciu na Zamek zakupiliśmy bilety i czekamy na przewodnika. Gdy zjawił się pan Przewodnik i cała grupa ruszyła zwiedzać Gabi nagle na głos: daj mi bułeczkę! Urwałam jej kawałek buły i szła tak przez sale po czerwonych dywanach kruszą przy tym nieziemsko. Co chwila coś chciała, coś potrzebowała więc zaczęłam iść z nią troszkę z tyłu żeby nie przeszkadzać innym w słuchaniu co opowiada pan przewodnik. Kiedy buła zniknęła w brzuchu ruszyłam z nią do grupy. Podczas zwiedzania sali muzycznej Gaba stojąca w pierwszym rzędzie na głos mówi: mamo daj mi teraz naleśniczka. Znowu wyprowadziłam małą z dala od grupy i dawaj odwijać na zamkowym korytarzu naleśnika zawiniętego w sreberko. Szelest był niezły. No cóż?! Jak już zjadła pół naleśnika i zaspokoiła swój głód zameldowała mi, że chce siusiu. Toaleta oczywiście piętro wyżej więc oderwałyśmy się od grupy i poszłyśmy na stronę. Wracając oczywiście nie mogłyśmy znaleźć grupy. Mąż powiedział, żeby dzwonić do niego jak by co. Dzwonie i dzwonie a tu nic. Na szczęście znaleźli się po 10 minutach a telefon oczywiście był ale... w samochodzie. Potem już można było coś posłuchać i zobaczyć bo najedzona, napita i wysiusiana Gabrysia zwiedzała sale zamkowe: tańcząc i śpiewając w nich. Najfajniej było na tarasach zamkowych kiedy to mały łobuziaczek biegał sobie alejkami pośród pięknie powycinanych krzewów i fontann. Naleśnika dojadła już w samochodzie. Od tamtego dnia Pani Basia codziennie robiła dla małej naleśnika na wynos.

                                                                                                Anka

wtorek, 1 października 2013

Zabaweczka!

Cześć. Miałam napisać kolejną cześć opowieści co ciekawego wydarzyło się na naszym urlopie ale podzielę się z Wami wczorajszymi wiadomościami. Ostatnio zamówiłam zabawkę traktor aby mała oswoiła się z nim, gdyż za nic nie chce wyłazić z domku babci na świeże powietrze. Dzisiaj kurier przyniósł wielką paczkę ale z otworzeniem jej Gabi czekała z tatą na mamę. Jak wróciłam to odbyło się rodzinne rozpakowanie prezentu. Mała była bardziej zainteresowana książeczką z zabawkami dołączoną przez sprzedającego niż traktorkiem. Poczekałam troszkę aż się z nią choć optycznie zapozna a potem zaczęłam zachęcać ją do zabawy nowym pojazdem. Zainteresowanie traktorem marne za to zabawa lalkami w przedszkole wchodziła na coraz to wyższy poziom.
   Obserwowałam małą jak ubiera lale - bo idą na spacer, potem rozbiera je i przebiera, gdyż siku i kupa u co drugiej podopiecznej. Potem podeszła do swojej kuchni i mówi, że będzie lale karmić zupką (duża miska a w niej mnóstwo warzyw plastikowych). Zastanawiałam się jak przemycić do zabawy traktor z przyczepą i nagle wymyśliłam. Podpytałam małą co maluchy będą jadły jak się wyśpią na leżakowaniu? Obiadek odpowiedziała moja pociecha. Nie zastanawiając się wzięłam traktor odpaliłam dźwięk i światełka i dawaj zagadywać, że traktorek jedzie na pole zbierać warzywka dla dzieci na obiadek. Zerkam kątem oka a mała stoi z rozdziawioną buzią i z lekkim stresem w oczach patrzy co mama wyczynia. Załadowałam do przyczepki całą furę ogórków, pomidorków, marchewki, kukurydzę i ziemniaki. Jadę traktorem i trąbie: uwaga jadą warzywa do przedszkola - z drogi, z drogi! Nagle mała zaczęła się uśmiechać. Wywaliła  z piekarnika (przechowalnia) jeszcze więcej warzyw i owoców i mówi, żeby tutaj przyjechał traktor. Na początku nawet go nie chciała dotknąć za bardzo. Pokazywała tylko gdzie i jak mam nim jeździć. Po ok. 30 minutach tak się rozbrykała, że zapytała: mamusi a gdzie to się włącza, żeby on świecił i hałasował?  Hura pomyślałam. Może małymi kroczkami minie jej ta fobia. Trzymam kciuki za moją pociechę.

                                                                                                          Anka

poniedziałek, 30 września 2013

Wczasy

Cześć. Wróciliśmy właśnie z wypoczynku w naszych Polskich górach. Gabrysia zadowolona ale w połowie urlopu zakomunikowała, żeby zawieść ją teraz nad morze. Jak to na urlopie, spacery, zwiedzanie no i jak to z dziećmi bywa - choroba (3 dni gorączka). Tak więc zwiedziliśmy także w Karpaczu Centrum Pulmonologii i Alergologii aby pediatra zbadał małą. Dodam tylko, że była to niedziela. Cena usługi - porada pediatry zwaliła mnie (pozytywnie oczywiście) z nóg. W Warszawie za taką usługę zapłacimy 120-150 zł w dzień w powszedni, a w niedzielę z prywatnej klinice ok 180-200 zł. A tam uwaga, uwaga! - zapłaciłam 50 zł. Szok ale bardzo miły! Lekarz zbadał małą, zajrzał do gardła i powiedział, że to tylko przeziębienie. Kategorycznie zakazał spacerów i wizyt w aquaparku (bo niektórzy rodzice z nudów zabierają tam dziecko - z gorączką? - pogratulować !). Ponieważ pogoda ogólnie mówiąc była kapryśna, najczęściej szaro, buro i deszcz, tak więc siedzieliśmy w naszym przytulnym pokoiku. Jak mała się lepiej poczuła wróciliśmy do naszego zwiedzania.
    Mój mąż zapalony miłośnik zamków, pałacyków i dworków woził nas na wycieczki. Pierwszego dnia poszliśmy zobaczyć Świątynię Wang. Gabrysi najbardziej (ale chyba z nazwy) zapadł w pamięci Zamek Czocha i zwiedzanie projektu Arado w Kamiennej Górze (zwiedzane drugiego i trzeciego dnia pobytu). Zwiedzając podziemne korytarze tak się wystraszyła wyskakującego niemca z karabinem i krzyczącego do zwiedzających Sznela!, że aż się trzęsła na rękach. Zapamiętała to bardzo dobrze, bo gdy mówiliśmy, że jedziemy przez Kamienną Górę to mówiła, że nie chce już iść tam gdzie ten pan krzyczy. Następnego dnia mała już była chora więc siedzieliśmy w domku i opiekowaliśmy się naszym pocieszkiem. Na szczęście w naszym pensjonacie była możliwość pogrania w bilard, rzutki, piłkarzyki itp. Właścicielka dała dla małej puzzle do układania, żeby się nie nudziła. Po trzech dniach gorączka zniknęła więc wyruszyliśmy w dalsze rejony Karkonoszy. Później napiszę Wam jak Gabi zapamiętała Zamek w Książu, co było największą atrakcją całego wyjazdu oraz jak mała restauratorka gościła się w Karpaczu


                                                                                      Anka

poniedziałek, 16 września 2013

Parasolka!

Cześć. Ostatnio dość często pada. Jak to na jesieni. Ponieważ samochód u mechanika jeździmy z Gabi do przedszkola autobusem. Mała ubóstwia jazdę autobusem i codziennie rano ochoczo wychodzi z domu i śpieszy się na przystanek.
  W przedszkolnej szatni zauważyła jakąś dziewczynkę w kaloszach i z parasolką. Wieczorem była tak nieznośna i nie słuchała się mnie więc dostała karę - nie obejrzysz dzisiaj bajki o Dorze. Wyła pół godziny, że nie obejrzy ukochanej bajki. Wyjaśniłam, że jak jutro będzie grzeczna to w nagrodę puszczę jej 2 bajki. Trochę się uspokoiła. Zjadła kolację i znowu zaczęła płakać nie wiadomo czemu. Pomyślałam, że może jest zmęczona albo podziębiona. Okazało się, że rozczuliła się, że inne dzieci mają kaloszki i parasolki a ona nie ma. Wytłumaczyłam jej, że to nie jest powód do takiego płaczu. Wystarczy przyjść do mamy i taty i powiedzieć, że chciałabyś mieć taką parasolkę. Kaloszki dzień wcześniej chciałam jej kupić ale stanowczo powiedziała, że ich nie lubi i nie chce takich butów. Jutro więc przed wyjazdem na urlop czeka nas szukanie parasolki dla artystki. Co ciekawe ma być to parasolka z Hello Kitty. Szczęść Boże, że nie z Dorą, bo takiej to nawet nie widziałam. Mam cichą nadzieję, że spodoba jej się pierwsza lepsza i nie będzie za bardzo wybrzydzać.
                                                                                                           Anka

Gienia wraca do łask!

Cześć. Jak zwykle weekend spędziłam z Gabi na działce u rodziców. Mąż pojechał na imprezę integracyjną więc wiadomo co będzie tam robił.... oczywiście integrował się!
   Gabi już w piątek rano latała podekscytowana po mieszkaniu, że babcia po nią przyjedzie i ona musi się spakować, ubrać, umyć, zjeść i jeszcze w między czasie bajkę o ukochanej Dorze obejrzeć. Stwierdziła, że dzisiaj zabiera na działkę żabkę i Gienię. Ponieważ miałyśmy tyle toreb i tobołków, że powiedziałam aby zabrała tylko jedną lalkę. Padło na Gienie. Ponieważ padał deszcz ubrała ją w kurteczkę i kaloszki z ortalionu i zapakowała razem ze swoim telefonem do plecaka.
    Kiedy doczekała się już na babcie zapakowałyśmy się do samochodu i pojechałyśmy. Na działkę wieczorem zjechał także mój brat z rodziną. Dziewczynki ślicznie się bawiły. Cały czas Natalka nosiła Gienię na rękach a telefon trzymała w kieszeni spodni. Co Gabrysia zaczynała bawić się telefonem tamta jej zabierała, co wyciągała ręce po Gienie tamta jej wyrywała. Pomyślałam sobie: nie będę się wtrącać niech sobie radzą!
   Gdy zobaczyłam jak Natalka schodzi ze schodów z Gienią na rękach a Gabi za nią i wyciąga jej z tylnej kieszonki spodni telefon. Pomyślałam sobie - cwana myszka. Ale Natalka zatrzymała się na stromych schodach i dalej szarpać się z Gabrysią o telefon. Matka szybkiego reagowania obudziła się! Doskoczyłam do dziewczyn, bo spadły by ze schodów. Pouczyłam, że mają się ładnie bawić a nie wyrywać sobie zabawki. Natalka w ryk, że Gabrysia zabiera jej zabawki. A czyje to są zabawki? - zapytałam. No Gabrysi odpowiedziała. Wytłumaczyłam jej, że łobuziak przywiózł sobie 2 zabawki i ona non stop bawi się tymi zabawkami a Gabrysia nie ma czym. Powiedziałam, że jak nie będą się dzielić to każda ma się bawić swoimi zabawkami. Zgoda zapanowała natychmiast. Jedna lulała Gienie druga dzwoniła do przedszkola. Natalka ubierała lalkę z płaszczyk przeciwdeszczowy i kaloszki a Gabi rozbierała. I tak w kółko. Głowa kwadratowa od pisków radości.
                                                                                                    Anka

poniedziałek, 9 września 2013

Traktor!!!

Cześć. Na działce było super oprócz tego, że Gabrysia za nic nie chciała wyjść z domku. Wystraszyła się ostatnio traktora, którym sąsiad przyjechał pomóc dziadkowi wyciągnąć konar drzewa. Mała tak się przelękła hałasu, że darła się i trzęsła ze strachu chyba pół godziny. Teraz po tej "traumie" za nic nie chce opuszczać domku. Udało nam się z moim tatą wyrwać małą do lasu na grzyby. Oczywiście do lasu nie na piechotę tylko samochodem, bo gdybyśmy na drodze zobaczyli traktora to łobuziak pewnie miałby zawał.
   Przyjechał także mój brat ze swoją całą rodzinką. Dziewczynki (różnica niecałe 9 miesięcy między dziewczynkami) bawiły się razem, nawet razem pojechały na zakupy z nami. Wszystko było ok do puki Natalka nie chciała wyjść na dwór. Gabrysia nie idzie i już!- powiedziała.
    Babci udało się wyciągnąć Gabi z domku. Razem zbierały patyki i rozpalały ogień, ale jak tylko mała słyszała z daleka hałas silnika to z piskiem uciekała da domku. Potem nawet wiewiórki przychodzące na działkę, nie były w stanie wywołać jej z domku.
   Dopiero następnego dnia jak usłyszała, że Natalka i Bartuś idą do lasu na grzybki z ciocią i mama z tatą też idzie to przemogła się i poszła z nami. Oczywiście modliłam się po drodze, żeby żaden traktor nie jechał drogą bo wiem jakich spazmów dostałaby mała. Szkoda mi małego "tchórza".
   Dzisiaj zamówiłam zabawkę traktor na baterię, która hałasuje świeci światełkami i mam nadzieję, że przez zabawę oswoi się trochę z tą wielką maszyną.

                                                                                                  Anka

piątek, 6 września 2013

Domek babci.

Cześć. Moi rodzice wreszcie wybudowali domek na działce. Byliśmy tam ostatnio całą rodzinką. Gabi była tak szczęśliwa urządzaniem swojego nowego pokoju i bieganiem po schodach, że wszyscy nie mieli już siły za nią latać i pilnować jej. Kupiliśmy jej stolik z krzesełkiem, książeczki, malowanki, kredki i flamastry a ona za nic nie chce malować i usiąść na pupie tylko lata po tych schodach w dół i górę. Uspokoiła się trochę z tym bieganiem jak zobaczyła mnie jak spadam ze schodów. Noga i łopatka cała posiniaczona ale na szczęście skończyło się na siniakach.
       Dzisiaj też jedziemy na działkę, bo trzeba pomóc dziadkom w wykańczaniu domku. Najchętniejsza do pomocy jest oczywiście mała łobuziaczka. Pierwsza jest do zamiatania wielką szczotką, szperania w skrzynce z narzędziami. Tata jak skręcał jej łóżko to podawała śrubki i gmerała śrubokrętem w nawierconych otworach. Była tak przejęta tym pomaganiem, że nawet nie zauważyła, że łóżko jest już skręcone. Dzisiaj jak pójdzie spać to umyję schody i poprzyklejam anty poślizgi, żeby ktoś się nie wywalił na schodach. A jutro może pójdziemy do lasu na grzyby.
    Jak pytam się jej, czy podoba się jej na działce to odpowiada, że bardzo tylko: kiedy dziadek będzie miał telewizor z bajkami i huśtawkę? No więc trzeba z domu wziąć komputer z nagranymi bajkami. Huśtawki  niestety nie mam! Ale mam już na nią zbierać, żeby była w przyszłym sezonie.


                                                                                                Anka

                                                                                                   

środa, 4 września 2013

Papuga sto druga!

Cześć. Już od dawna wiemy z mężem, że należy uważać na to co się mówi, gdyż ktoś rejestruje swoimi małymi uszkami wszystko i w każdej chwili może "wyskoczyć" z nowym wyrazem. Do wczoraj myśleliśmy, że należy uważać tylko na przekleństwa. Nic bardziej mylnego. Ostatnio w pracy miałam istne urwanie głowy i do tego ktoś mnie jeszcze bardzo zdenerwował. Przyjechałam po pociechę prosto z pracy zmęczona i znerwicowana. Mała oczywiście chciała jeszcze iść na huśtawki ale ja powiedziałam, że idziemy do domku bo mamie chce się pić, jeść i siusiu. Łobuziak rozpłakał się i zaczął tupać nogami, że chce iść na dwór. Powiedziałam jej: nie wnerwiaj mnie - idziemy do domu. Padło na podatny grunt!
    Dzisiaj rano, kiedy szykowałyśmy się do przedszkola zaczęłam poganiać trochę małą, bo strasznie marudziła. Wołałam ją do mycia zębów a ona na to, że dzieciaki musi teraz pobudzić! Podniosłam na nią lekko głos i nagle usłyszałam: nie pokrzykuj na mnie mama, bo mnie to wnerwia! Później dodała coś, że jest znerwicowana. No i tak wyszło, że przez mamę dziecko jest znerwicowane!

                                                                                         Anka

niedziela, 25 sierpnia 2013

Lodożerca!

Cześć. Od kilku dni mały odkrywca poznaje nowe smaki! Zawsze jak wychodzimy, czy na miasto, spacer, czy jedziemy na zakupy idziemy sobie na lody. Gabi do tej pory zjadała tylko wafelka bo loda nie chciała: bo zimny! Ostatnio jednak coś się zmieniło? Od razu otwiera buzię wystawia swój mały jęzorek i każe sobie podawać loda do lizania. Mąż wziął sobie 4 różne smaki i chciał dać małej do spróbowania każdego z nich. Twojego nie chce! - usłyszał od kochanej córeczki. Mama da mi swojego loda - podzieli się ze mną! Przecież nie odmówię dziecku. Ponieważ ja ostatnio mam wenę na smak tiramisu więc wszystkie kulki były tego samego smaku. Lizała i lizała, aż zjadła mi pół loda. Powiedziałam jej, że następnym razem kupię jej jedną kulkę niech ma swojego loda.
     Dzisiaj rano byłyśmy na zakupach. Po załadowaniu samochodu siatami wróciłyśmy do marketu na loda. Zapytałam się łobuziaka jakiego chce loda : tiramitsu - padła odpowiedź. No i tym sposobem Gabi dostała swojego pierwszego loda. Ku mojemu zdziwieniu nawet się nie umorusała tym lodem (widuję dzieci z całymi buziami wysmarowanymi tymi lodami a do tego ubranie też całe brudne). Buzia zadowolona, brzuszek ucieszony, lodzik zjedzony a potem zaczęła się dobierać do mojego loda artystka. Z uśmiechem na twarzy wystawiła jęzorem i spytała: nie podzielisz się ze mną? No jak nie - dałam jej jeszcze troszkę polizać. Rośnie mały lodożerca. Mam nadzieję, że zamiłowanie do lodów nie będzie tak duże jak u dziadziusia, który kocha lody i od razu zamawia i zjada minimum 8 kulek.

                                                                                           Anka

sobota, 24 sierpnia 2013

Majster klepka!

Cześć. Gabi rośnie jak na drożdżach więc stwierdziliśmy z mężem, że najwyższa pora wyjąć z małej łóżeczka szczebelki i przerobić je na zwykły tapczanik. Co noc budziło mnie walenie głową łobuziaka o drewniane szczebelki przy każdej zmianie pozycji. Najpierw wyjaśniono małej damesie co będziemy robić z jej łóżkiem. Gabi zachwycona! Latała jak "kot z pęcherzem" między częściami łóżka a narzędziami. Ponieważ entuzjazm był tak wielki, że nie można było nic zrobić, zaproponowałam Gabrysi aby posegregowała ze mną zabawki! Wytłumaczyłam, że niektóre zabawki można by oddać znajomym dzieciom, które są młodsze od niej a inną część może wywieźlibyśmy na działkę do dziadka i babci. Entuzjazm podwoił się!
   Mąż rozkręcał łóżeczko i przerabiał na tapczanik a Gabi szybciutko posegregowała zabawki. Nic oczywiście nie pozwoliła oddać innym dzieciom! Sporo przytulanek i zabawek spakowała do wora który pojedzie na działkę. Jak dziadek z babcią zobaczą ile tego jest na pewno się ucieszą!
   Segregacja zabawek była expresowa, więc Gabi oczywiście poleciała pomóc tacie. Robota na chwile stanęła w miejscu, bo mały pomocnik jak zaczął szperać w skrzynce z narzędziami to zamiast tata pracować to pilnował co mały majster zaraz będzie chciał wziąć. Jak już mąż wymontował szczebelki i przerobił łóżeczko na tapczanik mała w ryk a gdzie teraz będą "drabinki". Dawaj tłumaczyć artystce, że jest tak dużą dziewczynką, że nie potrzebuje już tych szczebelków. Dotarło! Potem zainteresowanie padło, na to co tata wsadza do buzi. A tata przy poważnej robocie postanowił zjeść sobie cukierka "krówkę". Mała popatrzyła na dziwnego cukierka (zna tylko wygląd mamby, żelków i batona oczywiście) i powiedziała, że jest fu! Ucieszyło nas to, bo im mniej słodyczy tym lepiej. Długo walczyła ze sobą, czy spróbować tego cukierka czy nie? Ciekawość zwyciężyła! Jak tata skręcił łóżko zorientował się, że ktoś mu wyjadł z torebki część słodkości.
   Rano jak zapytałam Gabi jak się spało odpowiedziała: rewelacja!


                                                                                        Anka


niedziela, 18 sierpnia 2013

Damulka!

Cześć. W sobotę byliśmy z Gabrysią u naszej Pani doktor Marysi. Mała oczywiście zdrowa jak ryba, waga słuszna, prawie metr wysokości. Ale do lekarza nie pojechaliśmy w odwiedziny tylko żeby zaszczepić małą psotkę. Wszystko było super do czasu jak mała "kapnęła" się, że będą zastrzyki. Tata wziął Gabi na rączki i zaczął tłumaczyć jej, że każdy się szczepi (nawet mama i tata się szczepili) aby wirusy i bakterie nie psociły za bardzo w organizmie. Jak tylko przeszliśmy pod pokój pielęgniarek mała zaczęła płakać. "Ciocia" Jola przyniosła malowanki i wzięła wszystkie potrzebne książeczki i karty szczepień i powiedziała, że wszystko przygotuje i nas zawoła. Tak też zrobiliśmy!
  Tata wziął córeczkę na rączki i poszli się zaszczepić. Ja wyjmowałam już nagrodę i zagadywałam Gabi, aby odwrócić jej uwagę od tego co robi pielęgniarka. Płacz trwał 10 sekund. Na pocieszenie mama przygotowała ulubione żelki a "ciocia" dla dzielnych pacjentów podarowała książeczkę z zagadkami, naklejki, zaczepki do ubrań i dała małej pierścionki aby sobie wybrała kolor. Gabrysia wzięła obydwa pierścionki oczywiście. Cały dzień przeglądała się w lustrze jak mała damulka. Każdemu kazała podziwiać jej nowie "pierdzionki". Najśmieszniejsze jest to, że jak założy te pierścionki to trzyma rączki przed sobą i unosi je do góry, żeby chyba nie spadły.
   Znając małą modelkę jutro zapewne będzie chciała wystylizować się w pierścienie do przedszkola. Czyżby rosła mała modelka!

                                                                                                   Anka

środa, 14 sierpnia 2013

Huśtawka

Cześć. Ostatnio doba ma dla mnie za mało godzin. Wracam z pracy, nakarmię małego głodomora, pójdziemy na dwór, potem kąpanie, kolacja, bajka, trochę zabawy, czytanie książeczek i spać. A potem mama znowu do komputera i pracuje jeszcze ze 2 godziny. Wczoraj powiedziałam mężowi, żeby poszedł z małą na spacer i na huśtawki a ja w tym czasie nastawię zupę i popracuje trochę.
  Jak łobuziak usłyszał, że idzie na dwór to szybciutko sam założył sandałki i czekał pod drzwiami. Przyleciała do mnie i pogania mnie, żebym się ubierała. Wytłumaczyłam jej, że pójdzie z tatą a mama będzie pracować. Nie była zadowolona, ale wzięła tatę za rączkę i poszli.
   Po około 20 minutach słyszę jak na dworze wyje jakieś dziecko. Przysłuchuje się i mam dziwne wrażenie, że skądś znam ten płacz. Wychylam się przez okno i patrze jak moje szczęście całe zapłakane idzie z tatą. Wyjrzałam przez okno i pytam co się stało. Tragedia! Wszystkie huśtawki zajęte i Gabi nie ma się gdzie bujać. Tata zabrał dziecko na zjeżdżalnię.
   Zestresowana płaczem dziecka wyjrzałam przez okno w drugim pokoju i widzę, że na drugim placu zabaw bawi się jakaś dziewczynka ale nikt się nie huśta na huśtawce. Zadzwoniłam do męża i mówię mu, aby poszedł z Gabi na drugi plac zabaw. Co się okazało! Dziewczynka jak widziała, że ktoś wchodzi na plac zabaw wskakiwała na huśtawkę i bujała się ile "wlezie". Mama dała tacie kilka "złotych rad". Mąż poszedł tam i głośno przy tej dziewczynce i jej "matronie" powiedział do Gabi: dziewczynka się trochę pobuja i potem ty będziesz się bujać, bo huśtawka jest dla wszystkich dzieci. Chwilę poczekali i wreszcie szanowna mamusia chyba "zatrybiła" i  zdjęła swoją pociechę z huśtawki. Co najśmieszniejsze ta dziewczynka mogła bujać się na huśtawce dla starszych dzieci a zajmowała non stop tą dla maluchów. Gabrysia wreszcie się mogła pobujać. Sukces pełen!

                                                                                                              Anka

sobota, 10 sierpnia 2013

Gabi nauczycielką?

Cześć. Obserwuje ostatnio swoją pociechę i zauważyłam, że jej zabawa głównie polega na naśladowaniu tego co albo usłyszała, zobaczyła lub zrobiła w przedszkolu. Usadza swoją wesołą gromadkę (10 lalek, smerf, miś uszatek i żaba) i albo każe im śpiewać - pokrzykując: tylko głośniej bo nic nie słyszę, albo robi im gimnastykę. Jak chodzi o ćwiczenia to wygląda to komicznie. Rozkłada na dywanie kocyk kładzie całą gromadkę na plecach i po kolei podchodzi i rusza każdemu nogą, potem ręką itd. Ostatnio dorwała jakąś kartkę ze stołu, wzięła swój flamaster i pisze coś mówiąc coś do dzieciaków. Pytam się co robi a profesorek odpowiada: jak to co mamo? listę obecności sprawdzam!
  Dziś rano posadziła maluchy przy szafie i stanowczym głosem zakomunikowała im, że teraz będą zajęcia. Zaciekawiona zapytałam co będą robić. Nauczę ich nowych piosenek! - odpowiedziała pani nauczycielka. Pogroziła palcem jakiejś lalce i powiedziała, że jak nadal będzie biła drugą lalkę to będzie miała karę. Niezły sajgon mają te lalki pomyślałam. Dyscyplina i mores muszą być! Potem pośpiewała jakąś piosenkę o kotku który się myje, o leśniczówce i o pajączku (usłyszałam je dziś po raz pierwszy). Potem poszłyśmy na dwór bo super chłodno, lecz długo nie pobujałyśmy się bo po ok 30 minutach złapała nas ulewa. Teraz łobuziak śpi a ja zaraz idę szykować obiad, bo jak wstanie pani głodzilla to będzie pytać za ile obiadek.

                                                                                         Anka

czwartek, 8 sierpnia 2013

UPAŁ!

Cześć. Można zwariować z tego upału. Dzieci w przedszkolu nie wychodzą na dwór. Jak wrócę z pracy to też nie idziemy na dwór, no bo jak tu bujać się na 40 stopniowym upale kiedy huśtawka parzy w pupę. Oddychać się nie da, a na dodatek na naszym osiedlu nie ma placu zabaw w cieniu (nowe osiedle na którym jeszcze drzewa nie zdołały urosną na tyle wysoko, żeby dawać cień). No i co tu robić z tą małą pociechą. Człowiek jak ten dzik wpada mokry do domu, zanim się ogarnie ktoś pyta jaki dzisiaj obiad. Nie dość, że upał jak jasna .... to jeszcze gotując obiadek możesz poczuć te wspaniałe orzeźwienie i ochłodzenie płynące z palników gazowych. No ale co zrobić! Ktoś chce jeść!
  Mała dzisiaj zapytała się, kiedy skończą się upały, bo ona chce iść na huśtawkę? Ponieważ mam uczulenie na słońce i na rękach wysypkę więc wytłumaczyłam jej, że mama nie może iść na słoneczko bo ma krostki. To dziecko zrozumiało. Wcześniej mówiłam jej, że podczas upałów lepiej siedzieć w domku, bo można zasłabnąć, ale to do niej nie przemawiało. Uczulenie za to zrozumiała! Może dlatego, że jeszcze niedawno sama miała krostki na ciele od ketchupu i mamby. I teraz wie, że dopóki krostki nie znikną nie można brać tego co je wywołało!

                                                                                                                   Anka

środa, 7 sierpnia 2013

A gdzie ziemniaczki!

Cześć. Moja kruszyna nadal mało je w przedszkolu. Dzisiaj jak ją odbierałam, to aż nogami przebierała, żeby jechać już do domu bo głodna jest. Na szczęście w domku był obiad przygotowany dzień wcześniej. Zagotowałam wodę na makaron, a szpinak z serem feta tylko podgrzałam. Mała przebierała nogami i z niecierpliwością gdzie jest obiad. Tłumaczę łobuziakowi, że muszą się najpierw kluseczki ugotować. Gabi w ryk! Spojrzała na mnie ze złością i wykrzyknęła: a gdzie moje ziemniaczki! Nie wiedziałam co mam zrobić, więc wzięłam ją na ręce i pokazuje co będziemy jeść. Jak zobaczyła swój ulubiony makaron i zieloną pastę ze szpinaku uspokoiła się natychmiast.
   Gdy makaron wreszcie się ugotował (długie 15 minut i 130 pytań kiedy będzie obiad) poszliśmy jeść. Mała dawno tak szeroko buzi nie otwierała (ostatnio to przy zupie kiełbaskowej). Zjadła całą miseczkę i na końcu stwierdziła, że chce jeszcze! Powiedziałam jej, że jak zje dokładkę to nie wiem czy muszelki (żelki) się zmieszczą w brzuchu. Gabi nie chciała już dokładki tylko przyniosła maleńki talerzyk ze swojej plastikowej zastawy i stanęła z nim przy lodówce. Nałożyłam jej trochę żelków i dziecko uszczęśliwione poszło ogarniać swoją czeredę.


                                                                                                                Anka

sobota, 3 sierpnia 2013

Kuchareczka!

Cześć. W tym tygodniu w przedszkolu był tydzień kucharski. Ciocie opowiadały dzieciom na czym polega zawód kucharza. Dzieci oglądały (i nie tylko) sprzęty kucharskie a w piątek same gotowały. Dokładniej mówiąc piekły babeczki. Dla dzieci to oczywiście świetna zabawa umorusać się w mące i pognieść ciasto. Gabi prawie przez cały dzień nic nie jadła w przedszkolu bo: brzuszek nie był głodny! Ciocie zmartwione, że nie zjadła zupy pomidorowej (bo z ryżem była) i obiadu (kotlecik rybny gryzł w zęby chyba) na deser przygotowały naleśniki. Oczywiście wzięła naleśnika z jabłkami do ręki oblizała go i powiedziała, że dziękuje! Ciocie przyniosły więc dziecięce wypieki, myśląc że to co sama zrobiła zje na pewno. Mała ugryzła babeczkę 2 razy i powiedziała, że niedobra jest!
  W domu po przyjściu z przedszkola Gabi wchłonęła małą miskę zupy, potem banana i jeszcze z 10 żelków. Miejsce w brzuszku było i okazało się, że brzuszek jednak był głodny. Na kolację zamówiła sobie paróweczki z ogórkiem i pomidorkiem. Chyba apetyt jest więc czemu nie je w przedszkolu?

                                                                                                                      Anka

poniedziałek, 29 lipca 2013

Zupa kiełbaskowa!

Cześć. Gabi ostatnio pije mniej niż wcześniej więc także mniej zaczęła jeść. Jedzenie w nowym przedszkolu chyba też za bardzo jej nie smakuje. Wiadomo, że mała potrzebuje trochę czasu, żeby przestawić się na inne smaki i nowe potrawy. Już wiemy, że zupki mleczne są nie dobre, kakao nie smakuje i w ogóle nie interesują ją potrawy typu makaron z truskawkami lub ryż z jabłkami. Ostatnio słyszałam tylko, że mój "świerszczyk" bardzo malutko je. Ciocie są tym troszkę zaniepokojone, a co ja mam powiedzieć! Mała przychodzi z przedszkola i zaczyna włączać "ssanie". Ostatnio ugotowałam jej ulubioną zupkę kiełbaskową, o której opowiada wszystkim w przedszkolu. Jak pytam się czemu nie zjadłaś obiadku z dziećmi, mała odpowiada, że brzuszek nie był głodny i czekał na zupkę kiełbaskową.
  Odebrałam dzisiaj małą z przedszkola i znowu usłyszałam, że mało zjadła. Tłumaczyłam sobie w myśli, że to przez upał. Nagle Gabi pyta, czy w domku czeka na nią zupka kiełbaskowa, bo ona będzie jadła. Ciocia zaciekawiona co to za zupka, o której dziecko opowiada z iskierkami w oczach. Tłumaczę, że to żurek na naturalnym zakwasie z ziemniaczkami, białą kiełbaską, marchewką i doprawiony chrzanem i śmietanką. Ciocia powiedziała tylko, że sama chętnie by taką zupkę zjadła, więc żebym się dziecku nie dziwiła. Oczywiście zupki kiełbaskowej już w domku nie było, ale była pomidorowa z makaronem (druga w kolejności jak chodzi o ulubioną zupę Gabi). Zjadła wielką miseczkę, potem żelki. Za dwie godziny była kolacja i zjadła 3/4 kubeczka serka wiejskiego, do tego wędlinkę i ogórek świeży. Albo nagle apetyt wrócił albo jedzenie przedszkolne jej nie smakuje? Tylko która wersja jest prawdziwa?

                                                                                                      Anka

niedziela, 28 lipca 2013

Przyleciał ptaszek!

Cześć. Od kiedy pamiętam Gabi kochała pić z butelki ze smoczkiem (moniem). Piła tyle, że aż w brzuchu jej non stop chlupało. Przyzwyczajona do wypijania hektolitrów płynów, które rozpychały żołądek, budziła się po kilka razy w nocy także na picie. Dostawałam już szału przy kolejnych pobudkach w nocy. Jak nie piciu to siusiu i tak nawet sześć razy w nocy. A do roboty rano wstawałam oczywiście rześka i wyspana!
    Po ostatniej wizycie u dentysty, gdzie Gabi ustaliła z panią dentystką, że w nocy będzie pić tylko wodę, zaczęliśmy wprowadzać zmiany. Szło to długo i opornie. Ale wreszcie już tyle się nie budziła, bo wiedziała, że nie dostanie herbatki tylko wodę. Po kilku dniach stwierdziłam: kujemy żelazo póki gorące!
    Ciocia z nowego przedszkola i ja opowiadałyśmy Gabi, że z butelki z "moniem" to piją tylko maleńkie dzieci a ona jest już "dużą dziewczynką". Oswajałam ją, że któregoś dnia może przylecieć ptaszek i zabrać butelki ze smoczkiem dla malutkich i bardzo potrzebujących dzieci. O dziwo mała "łyknęła to". Kupiłam jej piękną zastawę - miseczka, talerzyk, kubek i podstawka do jajeczka z wielką żabką. No i w czwartek przed wyjściem do pracy ustawiłyśmy butelki na parapecie, gdyby przyleciał ptaszek! Wróciłam wcześniej z pracy, wyrzuciłam butelkę i postawiłam na parapecie prezent. Drugą butelkę wsadziłam do pudełka z pamiątkami (opaska ze szpitala, ukochana zabawka, pierwszy smoczek itp). Po powrocie do domu mała nawet nie zauważyła wielkiego prezentu w kuchni na parapecie. Jak przypomniała sobie, że chce piciu to wtedy zamarłam. Reakcja była entuzjastyczna. Prezent rozpakowała, bardzo się spodobał, picie dostała w kubeczku i idzie jej to rewelacyjnie.
   Ku mojemu zdziwieniu mała nie budzi się już tyle razy w nocy, nie robi awantur, że chce w nocy herbaty tylko popija wodę. Dzisiejszej nocy wstała raz, wysikała się, napiła i poszła spać pięknie. Wstała ku mojemu zdziwieniu przed ósmą, gdzie wcześniej można było liczyć na pobudkę o szóstej rano. Rewelacja! Szkoda, że wcześniej nie wpadłam na pomysł z "ptaszkiem".

                                                                          Anka

wtorek, 23 lipca 2013

Soczyste słownictwo!

Cześć. Dzisiaj pojechałam z Gabi po wędlinkę i pieczywo do sklepu. Ponieważ obok nas nie ma sklepu z dobrą wędliną więc co kilka dni jeździmy do sklepu koło moich rodziców. Przy okazji po zakupach miałyśmy z małą wpaść z wizytą do babci (dziadek pracuje na działce - kończy z tatą dom).
    Babcia poszła z nami do sklepu, przy okazji zrobiła i dla siebie zakupy. Potem poszliśmy do domku. Gabi bawiła się lalkami i telefonem stacjonarnym - bo duży, fajny, słychać kliknięcia. Opowiedziała babci co słychać w nowym przedszkolu, sztorcując przy tym lalki w wózku. Nagle ni z gruchy ni z pietruchy Gabi szarpnęła wózkiem i wykrzyknęła: kulwa ile mam was bujać, żebyście poszły spać! Parsknęłam śmiechem choć wiem, że nie powinnam. Babcie zamurowało. Mama pokazuje mi, że nie wolno zwracać na takie słownictwo uwagi, to dziecko szybciej zapomni o mało używanym wyrazie. Mam nadzieję, że naprawdę szybko zapomni, bo niezły będzie wstyd jak ciociom w przedszkolu "zasadzi" jakieś stwierdzenie z "nowym" wyrazem. Najciekawsze jest to, jak taki mały profesor wspaniale wie kiedy i gdzie trzeba wstawić ten wyraz.

                                                                                                                 Anka

poniedziałek, 22 lipca 2013

Traktor nadjeżdża!

Cześć. W sobotę pojechaliśmy do rodziców na działkę, na której trwają non stop prace budowlane. Mąż i dziadek Gabi próbowali wyciągnąć konar z ziemi. Oczywiście urobili się niemiłosiernie a konar nawet nie drgnął. Tata poprosił sąsiada aby pomógł im traktorem wyciągnąć tą resztkę drzewa z ziemi. Jak ciągnik zbliżył się do działki Gabi dostała ataku paniki. Siwy dym na całą wiochę! Krzyk, pisk i wycie na maksa. Nie chciała wyjść z domku przez godzinę tak bardzo wystraszyła się traktora. Tłumaczyliśmy jej, że duże auto przyjechało pomóc tacie i dziadziusiowi. Mała zapytała się: a kto je tu zaprosił? Wyjaśniłam, że to dziadziuś poszedł do sąsiada i poprosił go o pomoc. Na to dziecko całe rozdygotane i we łzach: to ja poproszę bardzo dziadziusia, żeby więcej już tego somsiada z tym traktyrem nie zapraszał! Rozczuliła mnie bardzo moja mała kruszynka.

                                                                                                       Anka

czwartek, 18 lipca 2013

Nowa miłość?

Cześć. Gabrysia w przedszkolu robi furorę. Ciocie nie mogą wyjść z podziwu, jak szybko zaaklimatyzowała się i jak dobrze sobie radzi: z jedzeniem, załatwianiem się, myciem zębów czy podczas zajęć np. muzycznych. Ostatnio prym wiodła na zajęciach z instrumentami muzycznymi. Na wszystkim pięknie grała i głośno śpiewała piosenki. Ciocie zażartowały, że jakaś nowa Edzia Górniak rośnie.
  Wczoraj wieczorkiem, podczas zabawy z wesołą "czeredą" usłyszałam jak mała mówi: Staś to, Staś tamto. Pytam łobuziaka: kto to Staś? Myślałam, że może misia tak nazwała. A tu skucha! Okazało się że Staś to kolega z przedszkola. Razem siedzą przy stoliku, razem się bawią. Jestem ciekawa czy jak będą zajęcia taneczne czy także będą razem tańczyć. Potem mała wzięła telefon i zaczęła coś tam gadać, że spotkamy się jutro, że idzie spać zaraz. Jak zadałam Gabi pytanie z kim rozmawia usłyszałam : Staś! Czy będzie to pierwsza miłość w nowym przedszkolu? To się jeszcze okaże! A może usłyszymy niedługo: mój mąż Staś?

                                                                                                       Anka

poniedziałek, 15 lipca 2013

Przedszkolaczek!

Cześć. Dzisiaj Gabi była cały dzień w przedszkolu. Rano wstała z katarem a w nocy bolał ją brzuch. Na szczęście brzuszek już w porządku a z noska leci katarek. Pogoda jest tak zmienna ostatnio, że maluch się po prostu przeziębił.
  Rano łobuziak chętnie wstał, szybko i sprawnie się ubrał, umył i uczesał. Potem zakomunikowała radośnie, że już może wychodzić. Ucałowała dzieciaki (Gienia ostatnio chyba w niełasce) i pojechałyśmy do przedszkola. Tam pożegnała mnie słodkim buziakiem i poszła do swojej nowej grupy.
   Jak odbierałam ją z przedszkola ciocia powiedziała, że rewelacja! Gabi ładnie je, bawi się z dziećmi, jest grzeczna, komunikuje swoje potrzeby fizjologiczne. Przy leżakowaniu prosiła, żeby ją "polulać"! Problem był tylko, że nie zjadła 2 dania. W domku i w starym przedszkolu zupa i drugie danie jest oddzielnym posiłkiem, tutaj natomiast są razem podawane. Gabi standardowo najadła się zupką a tu zaraz jeszcze obiadek wjechał na stół. Pani powiedziała, że niedługo się przestawi i będzie jak wszystkie dzieci zjadać naraz i zupkę i obiad.
   Po odebraniu z przedszkola poszłyśmy standardowo na huśtawki. W międzyczasie Gabi zjadła banana i tonę chrupków ryżowych, bo była głodna. Potem przyszliśmy do domku i jeszcze zupką pomidorową z kluskami poprawiła. Poszła dzisiaj wcześniej spać bo była zmęczona i do tego osłabiona przeziębieniem. Mam cichą nadzieję, że nie będzie chora!

                                                                                                                     Anka

niedziela, 14 lipca 2013

Pizza!

Cześć. Ostatnio mała zobaczyła lub usłyszała w telewizji o pizzy. Pyta z zaciekawieniem: co to?
Tłumaczymy jej, że to takie jedzonko z serkiem, szyneczką i pieczarkami lub innymi składnikami. Dziecko nagle: ja chce pizze!
   Przez jakiś czas myśleliśmy, że Gabi zapomni o tym jedzonku ale nic z tego. Od kilku dni pyta kiedy pójdziemy na tą pizze. Chcąc nie chcąc idziemy w niedziele na pizze. Oczywiście wybraliśmy sprawdzoną, dobrą pizzerię włoską mieszczącą się niedaleko naszego domu. Zamówimy również makaron ze szpinakiem i łososiem, który Gabi ostatnio pałaszowała jak opętana. Gdyby pizza nie bardzo smakowała to przynajmniej zje makaron. A jak będzie w restauracji to się okaże.
  Mała obudziła się, napiła i stwierdziła, że szybko wychodzimy bo zaczyna jej w brzuchu burczeć. Do pizzerii dojechaliśmy szybko i w przeciwieństwie do wcześniejszych ustaleń zamówiliśmy 2 pizze. Z wielkim szokiem patrzyłam jak łobuziak zjada niecałe 4 kawałki pizzy. Głaskała się po brzuszku i mówiła: pycha, pycha. Mąż zamówił pizze pepperoni a ja z szynką i pieczarkami. Najbardziej smakowała jej ta druga. Już wiemy, że od czasu do czasu można wyskoczyć z małą na pizze.

                                                                                                            Anka

czwartek, 11 lipca 2013

Zęby ci śmierdzą?!

Cześć. Dzisiaj Gabrysią po powrocie z adaptacji w przedszkolu zajmie się moja mama, a od jutra teściowa. Pomieszka u nas 3 dni i zajmie się małą podczas gdy ja i mąż będziemy w robocie. Gabi poujeżdża babcie tak, że na 3 miesiące starczy im wnuczkowej miłości. No ale co zrobić?
   Ponieważ obydwie babcie niestety są palące mała non stop zwraca im uwagę, żeby nie paliły papierosów bo im zęby śmierdzą. Ubaw po pachy. Oczywiście babcie palą na tarasie! Zauważyłam wczoraj nową zabawę u Gabi. Mała ma mały grający domek dla lalek, stawia na tarasie: Księżniczkę, Kasię i Edka i oni palą papierosy. Mała robi im wykład, że będą mieli czarne zęby, głowa będzie ich bolała a do tego zęby będą im śmierdzieć. Wczoraj babcia się przyznała, że jak dłużej by u nas pomieszkała to może spróbowałaby rzucić palenie. Na to Gabrysia: babcia nie pal tych petów bo ci śmierdzi.
   Dzisiaj przywiozę artystkę z przedszkola i zostanie z babcią a ja do pracy. Znowu łobuziak rozpłacze się, że mama idzie a ona musi zostać. Babcia da ulubionej zupy kiełbaskowej (żurek z ziemniaczkami i kiełbaską), pobawi, poprzytula, może uda się jej położyć spać małą. Potem zjedzą obiadek i pójdą na ukochaną huśtawkę (na które mała może bujać się i godzinę, a nawet ostatnio na niej przysypiała). A od poniedziałku Gabi pójdzie na cały dzień do przedszkola - wtedy zobaczymy czy przedszkole rzeczywiście podoba się dziecku!

                                                                                                   Anka

poniedziałek, 8 lipca 2013

Pierwsze spotkanie!

Cześć. Dzisiaj Gabi była na adaptacji w przedszkolu. Zawiozłam ją na 9.30. Ponieważ mała była tak podekscytowana, że była gotowa sporo wcześniej, wyszłyśmy z domku i podjechałyśmy zapisać małą do dentysty. Potem podjechałyśmy pod przedszkole. Oczy były szeroko otwarte. Poszłam z małą dookoła budynku, żeby pokazać jej plac zabaw na tyłach placówki. Wszystko było ładnie pięknie dopóki nie weszłyśmy do środka i przyszła "nowa ciocia". Łobuziak w ryk i trzyma mocno spodnie. Ciocia się przedstawiła i dalej zagadywać artystkę. A ta nie i już. Poszłam z  nimi na górę, ciocia otworzyła salę i weszła z małą a ja ... do domku. Schodząc po schodach słyszałam tylko płacz i gdzie jest moja mamusia. Serce boli i łza kręci się w oku, ale wiedziałam, że popłacze minutkę i zaraz zapomni.
Wróciłam po małą o 11.30. Wyszło do mnie uśmiechnięte dziecko z rysunkiem i opowiadało, że oglądało bajkę (ale nie wie o czym) i bawiło się zabawkami. Ciocia Asia powiedziała, że mała pięknie się bawi sama i z dziećmi, wspaniale mówi i jest bardzo grzeczna. Gabrysia pomachała ciociom i powiedziała, że jutro też do nich przyjdzie. Znając życie jutro też popłacze i zaraz zapomni. Ale najważniejsze, że pierwsze lody przełamane.

                                                                                                           Anka

niedziela, 7 lipca 2013

No i masz!

Cześć. Gabrysia przez ostanie dni siedziała z Babcią w domku podczas kiedy ja z mężem chodziliśmy do pracy. Po powrocie do domu mała nie odstępowała mnie na krok. Wiadomo jak to jest kiedy zmęczony robotą, upałem i staniem w korkach wraca się do domu i nic nie można zrobić bo słyszysz od progu: choć się położymy i się poprzytulamy, bo się strasznie stęskniłam. Wnerwienie na gigantyczne korki od razu ci przechodzi i chcąc nie chcąc (mimo, że pęcherz błaga o opróżnienie i pić się strasznie chce) idziesz na łóżko i przytulasz swoją kochaną istotkę.
   Zawsze powtarzałam sobie i wszystkim którzy u nas byli żeby uważali na to co mówią, bo radarki chodzą cały czas. Pilnowałam, pilnowałam i nie dopilnowałam.
   Wczoraj wieczorem Gabi zakładała na siebie korale i "stylizowała" się do wyjścia na zakupy z ukochaną lalką Gienię. Przyglądałam się jej uważnie bo wyglądało to przezabawnie. Nagle korale zaplątały się i łobuziak powiedział złoszcząc się: "kulwa skrenciły sie kolale". Zamarłam. Kazałam powtórzyć, bo może źle usłyszałam. Niestety słuch mnie nie zawiódł. Potem powtarzała wyraz co chwila mając z tego niezły ubaw. Zorientowała się, że to coś "fajnego", bo mama zwróciła na to uwagę. Od wczoraj nie zwracam już na to uwagi, ale mam nadzieję, że nie wystrzeli z "kulwa" w miejscu publicznym.
   W poniedziałek Gabrysia idzie na adaptację do nowego przedszkola. Mam nadzieję, że nie zacznie znajomości z dziećmi i "ciociami" od użycia nowego wyrazu.

                                                                                                            Anka

poniedziałek, 1 lipca 2013

Gieńka ma nogę w gipsie!!!

Cześć. Wczoraj popołudniu dostałam mms od bratowej ze zdjęciem nogi w gipsie. O matko - pomyślałam! Wzięłam telefon i dzwonie co się stało. Okazało się, że mój chrześniak jeździł na rowerze noga zaplątała mu się w szprychy i rozharatała mu nogę. Oprócz skręcenia nogi, założono mu trochę szwów i gips, żeby noga się szybciej goiła. Wspaniale zaczął się okres ferii dla mojego bratanka. Jak nic przez 2 tygodnie nie pobryka za bardzo.
    Rozmawiałam z bratową w kuchni, a Gabi była wtedy w pokoju. Ale małe radarki chodzą cały czas. Po zakończeniu rozmowy wchodzę do pokoju i próbuje opowiedzieć mężowi co się wydarzyło ale mała mi nie daje. Ciągnie mnie za rękę i krzyczy coś o Gieni! Gdy wreszcie zapytałam o co chodzi dziecko oznajmiło mi: Gieńka ma chorą nogę trzeba ją w gips wsadzić! Na początku nie bardzo wiedziałam o co biega, ale po chwili razem z mężem stwierdziliśmy, że Gabrysia znowu przeżywa, że coś się komuś stało.
    Jak mąż miał wypadek to w przedszkolu opowiadała ciociom, że Gabi miała dachowanie i jest cała poobijana. Teraz Gienia ma nogę w gipsie. A dzisiaj rano usłyszałam, że lalka ma straszną wysypkę i trzeba z nią do lekarza jechać. Dobrze, że te wszystkie "nieszczęścia" przechodzą na lalki a nie na ludzi!
           
                                                                                                         Anka

niedziela, 30 czerwca 2013

Wnerwiona mamuśka!

Cześć. Jeszcze nie ochłonęłam po piątku, ale o tym zaraz napiszę.
  W piątek był ostatni dzień Gabi w przedszkolu. Zawiozłam rano małą wcześniej, żeby porozmawiać i podziękować za współpracę pani dyrektor i zostawić dla dzieciaków słodkości. Dla cioć wręczyłam wielką bombonierę a dla dzieciaków chrupki (maluchy tylko to mogą) a dla grupy Gabrysi (starszaków) lizaki i mamby. Ponieważ wcześniej mówiłam dyrektorce przez telefon co zamierzam przynieść ta stwierdziła, że najwyżej lizaki, które dziecko rozda koleżankom i kolegom położy każdemu w szafce. Każdy rodzic ma sam podjąć decyzję czy jego dziecko będzie jadło słodycze czy nie. Tak więc dałam cioci "gadżety" i pojechałam do roboty.
   Po południu odbieram małą z przedszkola i pytam jak minął ostatni dzień w przedszkolu. Zero reakcji! Pytam zatem czy pożegnała się z rówieśnikami i rozdała lizaki? Na to dziecko, że nie rozdawała bo mama zapomniała dać jej te lizaki. Wnerwiłam się. Pani dyrektor nie było oczywiście już w przedszkolu a ciocia szukała torby ze słodyczami i nie znalazła. Mała spłakała się, że nie poczęstowała dzieci cukierkami. No i zaczął się cyrk! Pomyślałam, ze może pani dyrektor zabrała torbę ze sobą gdyż pomyślała, że tam jest prezent pożegnalny dla niej! Zobaczymy co będzie dalej?
Jutro około południa zamierzam do niej zadzwonić w tej sprawie! Zobaczymy co powie?

                                                                                                               Anka

czwartek, 27 czerwca 2013

Smuteczek!

Cześć. Przyjechałam wczoraj po Gabi do przedszkola i usłyszałam od "cioci", że mała cały dzień była jakaś dziwna. O co chodzi - pomyślałam?
    Od samego rana łobuziak nie bawił się z dziećmi tylko siedział, a potem leżał smutny i osowiały. Przedszkolanki powiedziały, że odkąd znają Gabi nigdy się tak nie zachowywała.
   Pani pielęgniarka zmierzyła jej temperaturę i nic. Zapytała czy coś ją boli - nie. Więc wina spadła na leki, które bierze na wysypkę. Dziecko po tym "cudnym specyfiku" może być ospałe lub pobudzone, więc pomyśleliśmy, że to może być to.
   Jak ubierałam małą do domku zapytałam się jej - czy coś się stało? Powiedziała mi, że tęskniła strasznie za mną i nie mogła się mnie doczekać. Wzruszyłam się jak zobaczyłam, że Gabi ma łzy w oczach. Przytuliłam mojego smuteczka i dałam kilka buziaków.
   Czekałyśmy jeszcze chwilkę aż ciocia, którą Gabi lubi najbardziej, przyniesie małej lekarstwa. Zobaczyła małą z łzami w oczach i też podpytuje o co chodzi? Ja na to, że jeszcze dwa dni w przedszkolu i będzie siedzieć ze mną w domku, a potem pójdzie do nowego przedszkola. Cioci pojawiły się łzy w oczach (bo Gabi to jej oczko w głowie) a mała spuściła głowę w dół i zaczęła trzeć oczy. Wszystko jasne - pomyślałam? Mała po prostu przeżywa jutrzejsze pożegnanie z ciociami i dziećmi w przedszkolu.
   I bądź tu mądry. Najpierw płacze po nocach, że nie chce chodzić do przedszkola a teraz będzie płakać, że odchodzi. Oj czeka mnie jutro ciężki dzień, a w szczególności popołudnie jak będę małą odbierać z przedszkola.

                                                                                                                Anka

wtorek, 25 czerwca 2013

Nowe atrakcje!

Cześć. W nocy z czwartku na piątek moją Gabi strasznie pogryzły komary. Nasmarowałam delikatne opuchlizny maścią i posłałam córcie do przedszkola. Po południu odbieram łobuziaka a on na buzi jeszcze oprócz ugryzień małe krostki. Myślę sobie potówki jak nic bo upał nie miłosierny! Włos mi się na głowie zjeżył jak wieczorem rozebrałam Gabi do kąpania. Całe ciało pokryte wysypką a do tego rączka strasznie spuchnięta od ugryzienia komara. Czy wysypka to potówki? Nie byłam do końca pewna. Po kolacji zrobiłam małej okład z sody oczyszczonej, ale nie bardzo pomagał.
   W sobotę miałam pojechać z małą po tatę do dziadków na działkę, więc dziecko cały czas mówiło tylko o "wycieczce po tatę". Na działce był także mój brat z żoną i swoimi dzieciakami. Bratowa obejrzała mała i stwierdziła "różyczka". Na nieustającą opuchliznę na rączce kupiliśmy altacet w żelu - ale też nie pomógł.
   W niedziele chcąc nie chcąc pojechaliśmy z pociechą do pediatry. Musiałam mieć pewność czy to różyczka czy nie! Doktor jak zobaczyła małą stwierdziła: alergia. No dobra ale na co, skoro dziecko nic nowego nie jadło? Pani lekarka podpowiedziała, że to na pewno truskawki! Ale dziecko tego nie jadło w domu i w przedszkolu.
Po długiej naradzie Pani Doktor stwierdziła, iż prawdopodobnie albo mała ma uczulenie na słońce albo silny odczyn alergiczny na ukąszenie komara. Dostaliśmy syrop i maść ze sterydami (podobno bez tego się nie obejdzie).
  Na razie większość plam na nogach, twarzy, brzuchu i plecach częściowo wyblakła ale te na rączkach nadal są dobrze widoczne. Do tego wszystkiego dzisiaj tak Gabi drapie się po głowie, że zastanawiam się czy się do mózgu nie do drapie? Czekamy do czwartku czy wysypka zejdzie, jak nie to znów jedziemy do lekarza. Oby to cho....wo zlazło już z te dzieciaczyny.

                                                                                                          Anka

wtorek, 18 czerwca 2013

Lala w brzuchu?

Cześć. Jak już kiedyś wspominałam ostatnio Gabi uwielbia oglądać zdjęcia. Oglądała wczoraj zdjęcia z chrzci mojej bratanicy, które odbyły się 3 lata temu. Mała pokazywała paluszkiem na każdego z gości i mówiła jak się kto nazywa. Ponieważ zna wszystkich dobrze nie miała z tym żadnych problemów. Nagle moja córcia pyta się: mamo a gdzie jest Gabi? Tłumaczę jej, że u mamy w brzuszku. Aha! - usłyszałam odpowiedź. Mamo a gdzie jest Igor (syn cioci - wiek 1 rok)? Jak wytłumaczyć dziecku, że małego to jeszcze wtedy ciocia w planach  nie miała. No cóż! - myślę sobie. Odpowiadam Gabi, że Igor jest u cioci w brzuszku. Aha! - brzmi kolejna odpowiedź.
    Wczoraj po południu jak poszłyśmy z łobuziaczkiem na spacer przechodziła obok nas Pani w zaawansowanej ciąży. Gabrysia oczywiście poinformowała wszystkich dookoła, że Pani ma dzidzie w brzuchu. Spoko! - myślę sobie.
   Dzisiaj rano po przebudzeniu moja ukochana córcia leży na łóżeczku i masuje sobie brzuszek. Pytam się jej czy ją boli brzuszek i czy ma wzdęcia? Na to cwaniak mały odpowiada mi: w brzuchu mam siusiu, kupę i małą lale! Zamarłam! Jak to masz lalę w brzuchu? No tak jak mama mnie nosiła w brzuszku to ja mam tam teraz małą lalę. No i jak tu dziecko uświadomić w sprawach poczęcia? Może ktoś ma jakieś pomocne sugestie?
                                                                                                            Anka (przyszła babcia?)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Patologia?

Cześć. Dzisiaj jedna z "cioć" zaczęła podpytywać mnie dyskretnie, kto to jest Gienia? Opowiedziała, że Gabi podczas czasu spędzanego na placu zabaw opowiadała "cioci" jak to Gienia jeździ w bagażniku. Włosy stanęły jej dęba! Była przekonana, iż to ja wożę jakąś dziewczynkę w bagażniku.
  Potem oczywiście Gabi opowiedziała jak to przebiera swoją podopieczną, bo ma kupę. Nie omieszkała także poinformować pani w przedszkolu, że lala także marudzi, pluje przy jedzeniu bo nie ma zębów no i że teraz uczy się chodzić.
   Ciocia z opowieści Gabrysi wysnuła, że Gienia to mała dziewczynka, która jak to dziecko załatwia się w pieluchę, wypluwa trochę jedzenie no i marudzi.
   Wytłumaczyłam "cioci", że Gabrysia opowiada o swojej lali, którą opiekuje się i zajmuje jak matka małym dzieckiem. Sama z resztą mówi czasem o sobie "matka polka"! Opowiedziałam pani, że jak jadę po Gabrysię to zabieram z domu Gienię w wózku i wkładam ją do bagażnika w samochodzie. Jak zaparkujemy w garażu po powrocie z przedszkola to wyjmuję Gienie z bagażnika i idziemy na spacer i plac zabaw.
    Mimo iż musiałam się gęsto tłumaczyć to cieszę się, że "ciocie" słuchają co dzieci mówią i reagują na jakieś niejasności - wypytują i dopytują, żeby dobrze zrozumieć malucha.

                                                                                                     Anka

sobota, 15 czerwca 2013

Laurka?

Cześć. Wczoraj wieczorem obiecałam małej, że usiądziemy i pod nieobecność taty zrobimy laurkę na zbliżający się Dzień Ojca. Jak odbierałam ją z przedszkola "ciocia" opowiedziała mi jaką Gabrysia zrobiła awanturę (włącznie ze spazmami). Codziennie po południu dzieci mają jakieś zajęcia na sali: albo śpiewają, malują, wycinają, wyklejają, tańczą itd. Tego dnia "ciocia" postanowiła zrobić im niespodziankę - przedstawienie. Gabrysi chyba się coś pomieszało i jak usłyszała, że będzie przedstawienie dawaj w ryk. Ciocia nie mogła jej uspokoić! Mówi, że nigdy nie wiedziała u małej takiego zachowania więc bardzo się tym zaniepokoiła. Dopiero po kilku minutach jak ustały spazmy porozmawiała z nią o co chodzi! Nie zgadniecie, co sobie ta mała główka ubzdurała? Gabrysia myślała, że dzisiaj jest Dzień Taty i nie miała dla niego laurki, więc była przygotowana na malowanie lub wyklejanie czegoś dla swojego taty. Jak usłyszała, że będzie przedstawienie to zdenerwowała się, że nie będzie miała dla taty laurki - no i w ryk. Ciocia (a później i ja w domu) wytłumaczyła jej, że Dzień Taty będzie za  jakiś czas i jeszcze Gabi zdąży zrobić tą laurkę, ale kiedy indziej. Na szczęście padło na podatny grunt i wszystko zrozumiała i uspokoiła się.
  Oczywiście jak wróciłyśmy ze spaceru po przedszkolu łobuziak zagaił, że dzisiaj mieliśmy robić laurkę dla taty. Nie chciało mi się, ale obiecałam wcześniej więc - do dzieła! Wycięłyśmy żółte słoneczko, niebieskie chmurki i Gabi nakleiła je na białą kartkę. Potem namalowałyśmy łąkę, dużo kwiatków i staw. Nad stawem zrobiłyśmy stempel ze zwierzątkami z ciastoliny i wtedy zadzwonił telefon. Mąż miał wypadek! Ja się zdenerwowałam, małej się to udzieliło i postanowiła, że da tatusiowi laurkę jak tylko wróci do domku!
   Tak więc chyba laurka zostanie wręczona dzisiaj!
                                                                                                                      Anka

piątek, 14 czerwca 2013

Mały profesor!

Cześć. Wczoraj wieczorem chciałam zrobić z dzieckiem coś nowego. Oprócz zabawy lalkami, gotowania dla nich, zabawy klockami lego w klinikę, jeżdżeniu na rowerze (po domku także) chciałam pokazać jej inne możliwości zabawy. Ponieważ Gabi nie bardzo lubi malować więc pomyślałam sobie o zagadkach i łamigłówkach dla maluchów. 
  Na dzień dziecka dostała od babci książeczkę (i nie tylko) - "3-latek poznaje świat". Są tam obrazki tematyczne przedstawiające różne postacie, zwierzęta, rzeczy i do każdego zdjęcia jest pytanie np. kto jest najmłodszy na obrazku? Do tego są trzy warianty z odpowiedzią, na które należy wkleić naklejkę (z kluczem). Pomyślałam, że zrobię z Gabi kilka takich zagadek.
   Mój dzielny przedszkolak chętnie zabrał się do rozwiązywania łamigłówek. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu pięknie odgadywała zadania. Naklejki wklejała trochę krzywo, ale za każdym razem jak nie było prosto to mama poprawiała. Na dłuższą chwilę zatrzymaliśmy się przy zagadce - co jedzą zwierzątka? Na obrazku narysowana była: kura, kot, pies i zajączek a obok: ziarenka, miseczka z mlekiem, kość i marchewka. Zadaniem dziecka było połączenie w pary zwierzątka z tym co lubią jeść. Gabi zgadła, że marchewkę je zajączek, i na tym koniec. Wytłumaczyłam, że kotek pije mleczko a piesek je kość (nigdy tego nie widziała - bo się panicznie boi się psów i kotów - więc może nie wiedzieć). Jak zapytałam: co je kurka?, usłyszałam odpowiedź - jajko! No i jak wytłumaczyć dziecku, że kurka znosi jajka a nie je ich? Przecież nawet ja dokładnie nie wiem jak ziarenka w brzuchu "przerabiane" są na jajko. Na szczęście, aż tak dociekliwych pytań nie dostałam. Na końcu Gabi podsumowała zagadkę: kura zjada ziarnko i ma jajo! Rewelacja. Nie skończyłyśmy całej książeczki więc na pewno jakieś zagadki dzisiaj też rozwiążemy albo przygotujemy laurkę dla taty bo niedługo Dzień Ojca!

                                                                                                                  Anka
   

wtorek, 11 czerwca 2013

Ale o co chodzi!

Cześć.  Nie mam już sił do mojego łobuziaka. Ostatnio wieczorami i rano wyje, wyje, rzuca się - muchy w nosie czy ma focha?
  Poszłam z nią popołudniu na dwór po ok. 2 godzinach chodzenia, bujania, zjeżdżania mówię, że idziemy do domu  a artystka w ryk, że ona nie idzie! No dobra mogę to zrozumieć, że fajnie się bawiła i nagle mama każe iść do domu. W domu ryk, że nie pomagam jej przebrać Gieni. Tłumaczę, że mama teraz przygotowuje picie, kolację, kompanie i jeszcze sprząta w między czasie. Nie interesuje to Gabrysi! Ona teraz chce!!
   Akcja z nocnym wstawaniem na: piciu, potem siusiu, potem znowu piciu i tak w kółko! Nie daje już rady. Kiedy ja się wyśpię!? Już na rzęsach chodzę. Mąż mówi: prześpij się w dzień przecież jesteś w domu. No tak tylko, że codziennie jest coś do zrobienia (jak nie sprzątanie, pranie, prasowanie, gotowanie, odkurzanie no i zakupy oczywiście) a oprócz tego trzeba usiąść do komputera i szukać roboty w internecie!
   Ostatnio rano Jaśnie Pani też urządza cyrki. Wyje i marudzi, że nie chce do przedszkola. Dziś rano płakała, że ona się nie wyspała i nigdzie nie idzie. Powiedziałam jej żeby częściej w nocy wstawała to na pewno się wyśpi! Nie wiem tylko czy zrozumiała aluzję!
   Dzisiaj po odebraniu małej z przedszkola jedziemy do lekarza. Znowu będzie ryczeć, że chce na dwór, na huśtawki, na zjeżdżalnię i nie będzie ją interesować, że rodzice nie mają już siły. Najważniejsze, że Gabi ma!

                                                                                                                           Anka

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Wyprawka!

Cześć. Nowe przedszkole załatwione. Gabi może iść do nowej placówki już od 1 lipca. Trzeba teraz przygotować dla dziecka wyprawkę do przedszkola. Standardowo trzeba przynieść ubranka na przebranie: majtki, skarpetki, spodenki, bluzeczkę, kapcie i coś na główkę (jak świeci słońce) czyli to co w dotychczasowym przedszkolu. Ale w tym przedszkolu (podobno i w innych też) jeszcze trzeba przynieść: prześcieradło, poduszkę, kołdrę lub kocyk (w zależności pod czym dziecko woli spać), piżamkę, do tego szczotka, pasta, kubek, ręcznik, krem na słońce, coś na komary itd. O matko chyba przyjdę pierwszego dnia z Gabi obładowana jak wielbłąd idący w karawanie. No ale cóż. Jak trzeba to trzeba.
  Ponieważ Gabi rośnie jak na drożdżach (sandały kupione miesiąc temu stają się za małe) wybieramy się na zakupy. Ceny oczywiście "promocyjne", nie ma nic ciekawego (brak efektu łał - chce to mieć) więc raczej będą to szybkie zakupy. Kupimy spodnie dresowe, buty kryte, poduszeczkę i przybory higieniczne. A potem na lody oczywiście i przymusowe wejście do sklepu zoologicznego. Ponieważ artystka boi się wszystkich żyjątek na tym świecie więc mąż prowadza ją do sklepu i pokazuje różne zwierzątka, żeby się z nimi oswajała. Powiem wam, że są pierwsze rezultaty. Podobają się jej rybki, kolorowe ptaszki, ale na widok świnki morskiej, królika czy chomika dostaje drgawek i drze się: boje, boje tego kudłatego! Może za jakiś czas przywyknie?

                                                                                                                     Anka

piątek, 7 czerwca 2013

łobuzica i znieczulica!

Cześć. Gabrysia przyszła przedwczoraj z przedszkola i z łzami w oczach opowiada mi że ją bije inna dziewczynka! Para buch .... matka zagotowała się nieziemsko! Najpierw ją jedna dziewczynka pogryzła, teraz inna ją popycha, drapie, szczypie i bije. Ponieważ już kiedyś, ta "łobuzica" podrapała ją po twarzy więc podejrzewałam, że znowu powstał między dziewczynami jakiś konflikt.
  Rano odprowadzając Gabi do przedszkola ucięłam sobie dłuższą pogawędkę z "ciocią". Okazuje się, że "artystka" bierze dziecko od tyłu za głowę i pcha go mocno do przodu. Wygląda to niebezpiecznie i co najgorsze kary żadne nie pomagają. Rodzice małego łobuziaka bagatelizują wszystko mówiąc: niemożliwe, trochę psoci i bije w domu ale nie aż tak. Hello.... pobudka starzy? To jest właśnie zaje.....te "wychowanie bezstresowe"! A potem tragedia gotowa, jak pchnie dziecko na ścianę i te sobie głowę rozbije. I wtedy też rodzice powiedzą: niemożliwe! A jestem ciekawa jak by jaśnie państwo zareagowało gdyby ich dziecko ktoś tłukł codziennie?
  Po drugim dniu słuchania płaczu dziecka, że nie chce iść do przedszkola, bo dziewczynka będzie ją znowu bić, mąż postanowił porozmawiać z dzieckiem o obronie. Tłumaczy jej, że czasami gdy ktoś cię bije to trzeba mu oddać. Gabi rozpłakała się mocno i powiedziała, że ona nikogo bić nie będzie. I jak tu wytłumaczyć takiej małej, przerażonej kruszynie, że "life is brutal"? Jako matka zawsze powtarzałam, że nie wolno bić nikogo, a teraz niby zdanie zmieniam?
   Planowałam posłać Gabi do nowego przedszkola od września. Ostatnio wracając z zakupów pokazywałam mężowi, jak wygląda i gdzie jest przyszłe przedszkole małej. Gabi odezwała się wtedy z tylnego siedzenia: mamusiu a czy ja już jutro mogę tam iść? Właśnie jestem w trakcie załatwiania nowej placówki.

                                                                                                                                 Anka

środa, 5 czerwca 2013

Kulinarna zagadka????

Cześć. Wczoraj wieczorem, kiedy Gabi była już po kolacji, wykąpała się i obejrzała bajkę usiadła obok mnie i zagląda mi w talerz z kolacją. Nagle pada prośba: mamo daj mi tą bułeczkę z tym czymś pycha w środku! Konsternacja o co chodzi. Mąż wygląda zza komputera i pyta - co ona chce? Na moim talerzu nie ma nic takiego. Proszę małą, żeby opisała dokładnie o co prosi.
Chce bułeczkę, taką co jem czasami z takim czymś w środku! A co to test to coś w środku - pytam ją? Takie mniam mniam! - usłyszałam odpowiedź. No i bądź tu mądry o co chodzi dziecku!
   Siedziałam, myślałam, szare komórki zrobiły się chyba różowe od przegrzania i nagle ... boom. Nawet nie domyślicie się o co chodziło dziecku (chyba, że już to przerabialiście). Pita, pita i jeszcze raz pita.
   Raz w miesiącu robimy sobie nuggetsy. Oczywiście zostaje ich trochę na następny dzień. Żeby ich nie podgrzewać i wysuszać w piekarniku robimy sobie wielką ucztę z pitą - którą Gabi ubóstwia. Oczywiście robię ją w mikrofalówce, bo szybko i wygodnie. Trzeba się migiem uwijać, bo mała osoba stoi przy nodze i krzyczy, gdzie jej jedzenie, bo ona głodna. Jak już pita gotowa to także się drze, że jest gorąca a jej w brzuchu burczy. Istne szaleństwo. Pierwszego dnia na obiadek: ziemniaki, nuggetsy i surówka. Drugiego dnia pita. Wiadomo, że ile kucharek to tyle przepisów. Ja podam Wam swój.
  Piersi z kurczaka umyj, pokrój na kawałki, posól i popieprz. Pokrusz drobno (ręcznie wałkiem do ciasta lub malakserem) 3 szklanki płatków kukurydzianych. Do dużej miski włóż: 1,5 szklanki mąki, pół szklanki wody, pół szklanki mleka ( ja ze względu, że Gabi nie próbowała jeszcze mleka krowiego daję wodę zmieszaną ze śmietaną 18%), jajko. Wymieszaj. Ciasto musi mieć konsystencję ciasta naleśnikowego (dla nie których może wydawać się za gęste ale nie przejmujcie się tym). Rozgrzewamy olej na patelni i każdy kawałek mięsa moczymy w cieście, w miazdze z płatków kukurydzianych i na tłuszcz. Kotleciki smażą się szybko (najlepiej jeden kotlet z partii wyjąć i sprawdzić w środku czy się upiekł). Usmażone nuggetsy wyjąć na ręcznik papierowy kuchenny, żeby wsiąkł w niego nadmiar tłuszczu.
   Punkt kulminacyjny - pita. Ja kupuję pitę owalną - bo więcej się do niej mieści. Robię sosik: 3 łyżki majonezu, 2 łyżki ketchupu, mała łyżka curry. Robię dowolną surówkę lub kupuję gotową. Jeśli chcecie to pokrójcie sobie jeszcze pomidorka, ogóra kiszonego i co tam jeszcze lubicie (mój mąż pokroił sobie raz papryczkę chilli - wypaliło mu wszystkie zęby - już tego nie robi).
No to zaczynamy. Podgrzewamy pitę wg wskazówek na opakowaniu (niektóre skrapia się wodą a niektóre nie więc poczytajcie co jest napisane na opakowaniu). Odkrójcie czubek, ostrożnie (bo gorące) włóżcie do środka sporo sosu i rozsmarujcie go. Dodajcie do środka pokrojonego w drobne kawałki nuggetsa i włóżcie na 30 sekund do mikrofalówki żeby się zagrzał. Potem dodajcie surówkę, dodatki i co wam jeszcze przyjdzie do głowy i na 20 sekund do mikrofalówki. Gotowe. Uwaga tylko bo gorące w środku. Mam nadzieję, że będzie Wam smakowało jak mojemu małemu łobuziakowi.

                                                                                                                     Anka

wtorek, 4 czerwca 2013

Gryzonie atakują!

Cześć. Gabrysia znowu została pogryziona w przedszkolu przez inne dziecko! Co zrobić? Oczywiście ucałowałam "kuku" i ... zagotowałam się. Jak wytłumaczyć dziecku, że tamto pewnie nie chciało zrobić mu krzywdy, tylko może nie radzi sobie z emocjami?
  Jakiś czas temu już Gabi była pogryziona przez tą małą "myszkę"! Mały "gryzoń" nie radził sobie po prostu ze stratą smoczka i tak odreagowywał swoją frustrację. A o co teraz chodzi? Nie wiem?
   Gdy ja byłam mała gryzłam podobno do krwi. Jak się później okazało, wszystkie dzieci w mojej grupie żłobkowej już chodziły tylko ja raczkowałam. I tak zabierały mi zabawki i chodu! Od małego byłam pamiętliwa, więc gdy ktoś coś przewinił  -był kodowany w małym mózgu. Jak potem siadał i bawił się obok mnie, nagle zapalała się czerwona lampka z przypomnieniem (że ten oto osobnik zabrała mi zabawkę lub mnie popchnął) i dawaj go .... chaps. Szybko dzieci nauczyły się nie zabierać mi zabawek. Jak zobaczyłam, że gryzienie "skutkuje" to gryzłam wszystkich i za wszystko. Nikt nie wiedział jak to całe "szaleństwo" powstrzymać!
   Pewnego popołudnia ugryzłam mojego starszego brata tak mocno w sutek, że prawie go odgryzłam. Moja mama nie wiedziała jak mnie powstrzymać to .... ugryzła mnie! I to poskutkowało! Gdy poczułam jak bardzo to boli od razu przestałam to robić. Nastała radość w domu i żłobku.
    A jak to jest z panią Gabrysią? Może ona zabiera mniejszym dzieciom zabawki i one tak próbują się bronić? Może ugryzła ją koleżanka z miłości (jak ja mojego brata)? Trudno powiedzieć. Na pewno jeśli jeszcze się to powtórzy to spotkam się z rodzicami małego "gryzonia" i zaproponuje im, żeby ugryźli swoją pociechę - może to pomoże? Mnie pomogło.



                                                                                                              Anka

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Szybki festyn!

Cześć. Obiecałam napisać relację z festynu, który odbył się w niedzielę z okazji Dnia Dziecka w ogrodach Zamku Królewskiego w Warszawie. Zanim się tam wybraliśmy zadzwonili dziadkowie: jak będziemy wracać z działki to wpadniemy z prezencikiem dla wnuczki. W głębi serca modliłam się, żeby nie był to kolejny "maleńki prezencik". A tak w ogóle to zapomniałam powiedzieć Wam, że namiocik który dziecko otrzymało od kochających rodziców ma średnice ponad metr i zajął połowę salonu. Mąż pożegnał się z "zestawem wypoczynkowym" i po złożeniu go namiot został przeniesiony na taras.
  Wróćmy do sprawy festynu. Gabi chętnie się ubrała, nawet zbytnio nie oponowała kiedy z mężem powiedzieliśmy, że podopieczna Gienia z nami nie jedzie - będzie pilnować domu. Obyło się bez płaczu i tupania nogami. Szybko dotarliśmy na miejsce. Gabi miała buzię szeroko otwartą, ale rękę ściskała coraz mocniej. Nie chciała malować buziek jak inne dzieci, wejść na trampolinę, zjeżdżać ze zjeżdżalni też nie chciała. Ogólnie wszystko było na nie. W pewnym momencie przeszła obok nas maskotka "Kubuś" - Gabi w ryk, na ręce i już było "pozamiatane". Zaczęło się! Boje się tego, boje się tamtego, tutaj nie pójdę. Po godzinie wspaniałego festynu i zakwasach na rękach - spojrzeliśmy z mężem na siebie i jednogłośnie - jedziemy do domu! W domku było już cudownie. Była Gienia i dziadkowie zaraz przyjechali. Jednym słowem rewelacja!
Wydaje nam się, że mała nie lubi tłumów i hałasu no i do tego te wielkie maskotki chyba trochę ją przeraziły.


                                                                                                                         Anka

sobota, 1 czerwca 2013

Maleńki prezencik!

Cześć. W czwartek byliśmy u Teściów. Spóźnione kwiatki i prezent na Dzień Mamy. Ponieważ zbliżał się Dzień Dziecka, babcia jak zwykle kupiła prezent dla Gabrysi - nie do końca wiedzieliśmy co?
   Zaparkowaliśmy samochód pod domem rodziców i poszliśmy z małą na spacer. Oczywiście oprócz Nas w odwiedziny przyjechała także Gienia i "zestaw promocyjny" - wózek dla Gieni. Poszliśmy na plac zabaw. Babcia zaraz miała dojść do Nas. Nagle przez cały plac zabaw leci jakaś mała dziewczynka z rączkami wyciągniętymi do przodu i krzyczy coś sobie. Podbiega do Gabi i dawaj ręce wyciągać po Gienie. Dziecko zamarło! Mars pojawił się na czole! Myślę sobie, że może być ciekawie. Podchodzi do dziewczynki babcia i tłumaczy jej, że to nie jej lala, ale ta uparcie chce poprzytulać lalkę Gabrysi. Mała stwierdziła, wychodzimy stąd bo tu jest niebezpiecznie! Uśmialiśmy się serdecznie z mężem z tego "niebezpieczeństwa". Zaraz przyszła babcia i poszliśmy na spacer.
  W domku babcia i dziadek wręczyli dziecku "maleńki prezencik" - rower! Prezent fajny tylko mamy problem z przechowywaniem takich malutkich przedmiotów. Nie mamy piwnicy, na korytarzu strach zostawić coś (kiedyś wózek dla dziecka ukradli, to co dopiero nowiutki rower), zostaje więc środek pokoju lub taras. Ostatnio na tarasie też nie ma miejsca, bo mąż kupił sobie zestaw wypoczynkowy (stolik i dwa krzesła). "Wypoczywa" na tym zestawie z wujkiem, który odwiedza nas regularnie i regularnie się wtedy "ogłuszają" siedząc na tarasie.
   Najlepsze jest to, że ku mojemu zaskoczeniu mała już następnego dnia nauczyła się jeździć na swoim trójkołowcu. Mam teraz bieg z przeszkodami w dużym pokoju i na dokładkę maraton rowerkiem po całym domu! Jestem ciekawa co dziadkowie wymyślą w przyszłym roku - oby nie quad!

                                                                                                                     Anka

środa, 29 maja 2013

Coś na szarość dnia!

Cześć. Od kilku dni znowu pada. Gabi w przedszkolu nie wychodzi na dwór, po powrocie do domku też siedzimy w czterech ścianach. Mała zaczęła nudzić się zabawą w to samo od kilku dni. No przecież ile można zajmować się swoją "podopieczną" Gienią? Zaczęła przychodzić i mówić: mamo pobaw się ze mną! Wywaliłam z szafy "stare" zabawki, którymi nie bawiła się już ponad pół roku i zachęcam ostro do zainteresowania się którąś. Wszystko było super dopóki siedziałam obok, jak próbowałam wyjść to zaczynał się płacz. Nie ważne, że burczy ci w brzuchu lub chcesz pić - mały łobuziak chce się bawić!
   Prawdę mówiąc nie miałam ochoty na siedzenie bezczynne w pokoju dziecka więc myślę, myślę i nagle boom..... "Gabrysia a może zrobimy razem pyszne czekoladowe ciasteczka"? Reakcja natychmiastowa! Trzepnęła zabawkami o podłogę i dalej pędem do kuchni, krzycząc po drodze "czekoladowe ciacho mniam, mniam". Mój mąż aż wstał z kanapy i przyszedł z zapytaniem czy dobrze słyszał? Na szczęście znam super przepis na szybkie, pyszne i super czekoladowe ciastka (pudding) robione w kochilkach. Większość łasuchów na pewno ma zawsze wszystkie składniki w domu. Tak więc zabrałyśmy się do roboty!
   Potrzeba nam: 125 g miękkiego masła (lub margaryny),
                          150 g brązowego cukru (jak nie macie dajcie biały cukier),
                           3 rozkłócone jajka,
                           szczypta soli,
                           25 g kakao w proszku,
                          125 g mąki pszennej,
                          1 łyżeczka proszku do pieczenie,
                          25 g drobno posiekanej czekolady deserowe,
                          75 g drobno posiekanej białek czekolady.
1. Posmarować cienko tłuszczem 6 foremek do puddingów lub kubki żaroodporne o pojemności 175 ml.
2. W misce utrzeć masło z cukrem na puszystą pianę. Dodawać po jednym jajku, dokładnie ubijając masę (moje dziecko boi się robota kuchennego i miksera bo robi "bzium, bzium" więc ja ucieram lekko ręcznie oczywiście z pomocą dziecka)
3. Do masy przesiać mąkę, wsypać sól, proszek do pieczenia i kakao w proszku i wymieszać.
4. Do gotowej masy dosyp posiekaną czekoladę i wymieszaj.
5. Przełóż masę do 6 foremek. Posmaruj cienko tłuszczem 6 kwadratów z folii i przykryj nimi foremki dociskając starannie wokół brzegów.
6. Piekarnik rozgrzej do 180 C.
7. Foremki ustaw na blasze do pieczenia i wlej wrzącej wody do blachy, aby sięgała do połowy wysokości foremek
8. Piecz w piekarniku przez ok 50 minut lub do momentu, gdy patyczek wsunięty do środka ciasta po wyciągnięciu będzie suchy (ja piekę ok 40 minut)
9. Po upieczeniu wyjmijcie foremki z blachy, zdejmijcie folię i odczekajcie góra 5 minut (dłużej się nie da, bo zapach zachęca do jedzenia gorącego). Następnie należy obwieść nożem wokół brzegów każdego kubeczka i wyłożyć  ciastko na talerzyk. Ja osobiście na górę ciastka kładę kulkę zimnych lodów waniliowych, które powoli będą rozpuszczać się i dawać super sosik do ciastka.
  Gabrysia oczywiście mieszała, smarowała tłuszczem foremki (i nie tylko), podjadała pokrojoną czekoladę i nakładała gotowe ciasto do kochilek. Potem przylatywała co chwilę pytając czy już gotowe. 40 minut trwało wieczność. Potem już tylko kuleczka zimnych lodów i uśmiech na twarzy wszystkich domowników. Co najciekawsze córka nie lubi ciast, ale to jest jedyne, które zawsze trochę zje pod warunkiem, że jest z dużą ilością lodów. Zachęcam do wypróbowania.


                                                                                                                     Anka

wtorek, 28 maja 2013

Dzień dziecka nadchodzi!

Cześć wszystkim. Czy kupiliście już prezent swojemu dziecku z okazji Dnia Dziecka? W zeszłym roku zaszalałam z prezentami. W tym roku postawiłam na prostotę i funkcjonalność.
   Obserwuje ostatnio mojego łobuziaka i stwierdziłam, że wszystkie zabawy sprowadzają się do jednego - zabawa lalką w dom. Przebiera tą swoją "podopieczną", gotuje jej zupy, podaje mleko, sprawdza pieluchę czy czasem się w niej coś nie kryje, wozi ją w wózku itd. Jeśli zauważyliście u swoich pociech podobne zabawy to z ręką na sercu mogę polecić Wam zakup kuchni dla dziecka. Moja córcia dostała taką na urodziny. Dokupiliśmy jej tylko trochę warzyw, owoców i innych artykułów spożywczych z plastiku. Powiem szczerze, że potrafi zająć się gotowaniem a potem karmieniem niemałej gromadki misiów i lalek ponad pół godziny. Rewelacja! Można w spokoju teleexsprees obejrzeć bądź w kuchni coś ugotować.
  Ostatnio Gabi pokochała także zabawę w chowanego. Mąż zrobił jej także "namiot" z koca i kołdry i wtedy jest "dziki szał". Zabrała tam wszystkie lale, misie i śpiewała im z godzinę w tym namiocie. Idąc tym tropem, na dzień dziecka kupiłam jej mały namiot dla dzieci, który będzie można postawić na naszym oszklonym tarasie, puzlino (puzzle na zasadzie - co do czego pasuje w wersji dla 2-4 latków) i oczywiście zestaw ubranek dla ukochanej lali "Gieni".
  Zapytacie zapewne dlaczego lala ma takie "oryginalne" imię? Reszta lalek ma normalne imiona: Zosia, Kasia, Magda, Zuzia. Jak zapytałam jak Ta lala ma na imię zapadła długa cisza! Dziecko myślało i myślało, aż powiedziało: pomóż mi mamo. Tak więc ja zaczęłam wymieniać imiona które znam. Po 2 minutach mój zasób znanych imion zaczął się kończyć i tak spodobało się imię Gienia i Kunegunda. Padło na to pierwsze.
  Wracając do tematu Dnia Dziecka. Ważniejsze od prezentów jest chyba zapewnienie dziecku super rozrywki na ten dzień. Dziecko jest podwójnie szczęśliwe, że oprócz spędzenia dnia z ukochanymi rodzicami i dostania od nich prezentów, może także "zrobić" coś nowego. Ja w tym roku zabieram Gabrysię na "Dzień Dziecka na Zamku Królewskim w Warszawie", który odbędzie się w niedzielę 2 czerwca.
  Jak przeżyło Dzień Dziecka i piknik w Ogrodach Królewskich moje małe szczęście opowiem Wam wkrótce.

                                                                                                                  Anka

niedziela, 26 maja 2013

Dzień Mamy!!!

Cześć. Moje dziecko zaskoczyło mnie dzisiaj bardzo. W piątek kiedy odbierałam je z przedszkola "ciocia" powiedziała - Gabi tylko nie zapomnij o czymś. Dziecko otworzyło swoją szafkę i wyjęło z niej wielki kwiatek dla mnie. Powiedziała że to na dzień mamy i wycałowało mnie bardzo. Strasznie mnie wzruszyła tymi buziakami i kwiatkiem zrobionym z łyżki drewnianej i kolorowych papierków. Rewelacja!
W domku  oczywiście w nagrodę mama dała dziecku batona - które bardzo lubi (jak to dziecko!), ale dostaje ich bardzo mało (ze względu na różne wysypki). Radość z czekoladowej niespodzianki była wielka. Co chwilę przylatywała jeszcze mnie wycałować licząc chyba na więcej słodyczy. Muszę przyznać, że byłam twarda! Dzisiaj tata pojechał rano chętnie do sklepu (zawsze ja to robię bo mężowi się nie chce) i kupił w kwiaciarni mały bukiecik stokrotek (mam alergię na kwiaty a ich zapach doprowadza mnie do szału - znoszę jedynie stokrotki), żeby Gabi dała go mamie. Jakież było moje zdziwienie jak dostałam kwiatki a oprócz tego moje dziecko wyrecytowało mi malutki wierszyk :
"Mamo, mamo cóż ci dam,
jedno serce, które mam,
a w tym sercu róży kwiat,
Mamo, mamo żyj sto lat".
Szczęka opadła mi do samej podłogi. Mały, trochę sepleniący, 2,5 letni łobuziak pięknie wyrecytował wierszyk. Duma mnie rozpierała! Oczywiście (może to nie wychowawcze?) dziecko dostało batona! A co tam! Niech i mała ma radosną chwile w tym ważnym dniu. Gdyby jej nie było ja nie byłabym matką! Prawda!

Wszystkim mamom życzymy zdrowia, uśmiechu i wiele wiele miłości.

                                                                                                                                      Anka