Cześć. Moja kruszyna nadal mało je w przedszkolu. Dzisiaj jak ją odbierałam, to aż nogami przebierała, żeby jechać już do domu bo głodna jest. Na szczęście w domku był obiad przygotowany dzień wcześniej. Zagotowałam wodę na makaron, a szpinak z serem feta tylko podgrzałam. Mała przebierała nogami i z niecierpliwością gdzie jest obiad. Tłumaczę łobuziakowi, że muszą się najpierw kluseczki ugotować. Gabi w ryk! Spojrzała na mnie ze złością i wykrzyknęła: a gdzie moje ziemniaczki! Nie wiedziałam co mam zrobić, więc wzięłam ją na ręce i pokazuje co będziemy jeść. Jak zobaczyła swój ulubiony makaron i zieloną pastę ze szpinaku uspokoiła się natychmiast.
Gdy makaron wreszcie się ugotował (długie 15 minut i 130 pytań kiedy będzie obiad) poszliśmy jeść. Mała dawno tak szeroko buzi nie otwierała (ostatnio to przy zupie kiełbaskowej). Zjadła całą miseczkę i na końcu stwierdziła, że chce jeszcze! Powiedziałam jej, że jak zje dokładkę to nie wiem czy muszelki (żelki) się zmieszczą w brzuchu. Gabi nie chciała już dokładki tylko przyniosła maleńki talerzyk ze swojej plastikowej zastawy i stanęła z nim przy lodówce. Nałożyłam jej trochę żelków i dziecko uszczęśliwione poszło ogarniać swoją czeredę.
Anka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz