Cześć. W sobotę byliśmy z Gabrysią u naszej Pani doktor Marysi. Mała oczywiście zdrowa jak ryba, waga słuszna, prawie metr wysokości. Ale do lekarza nie pojechaliśmy w odwiedziny tylko żeby zaszczepić małą psotkę. Wszystko było super do czasu jak mała "kapnęła" się, że będą zastrzyki. Tata wziął Gabi na rączki i zaczął tłumaczyć jej, że każdy się szczepi (nawet mama i tata się szczepili) aby wirusy i bakterie nie psociły za bardzo w organizmie. Jak tylko przeszliśmy pod pokój pielęgniarek mała zaczęła płakać. "Ciocia" Jola przyniosła malowanki i wzięła wszystkie potrzebne książeczki i karty szczepień i powiedziała, że wszystko przygotuje i nas zawoła. Tak też zrobiliśmy!
Tata wziął córeczkę na rączki i poszli się zaszczepić. Ja wyjmowałam już nagrodę i zagadywałam Gabi, aby odwrócić jej uwagę od tego co robi pielęgniarka. Płacz trwał 10 sekund. Na pocieszenie mama przygotowała ulubione żelki a "ciocia" dla dzielnych pacjentów podarowała książeczkę z zagadkami, naklejki, zaczepki do ubrań i dała małej pierścionki aby sobie wybrała kolor. Gabrysia wzięła obydwa pierścionki oczywiście. Cały dzień przeglądała się w lustrze jak mała damulka. Każdemu kazała podziwiać jej nowie "pierdzionki". Najśmieszniejsze jest to, że jak założy te pierścionki to trzyma rączki przed sobą i unosi je do góry, żeby chyba nie spadły.
Znając małą modelkę jutro zapewne będzie chciała wystylizować się w pierścienie do przedszkola. Czyżby rosła mała modelka!
Anka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz