poniedziałek, 29 lipca 2013

Zupa kiełbaskowa!

Cześć. Gabi ostatnio pije mniej niż wcześniej więc także mniej zaczęła jeść. Jedzenie w nowym przedszkolu chyba też za bardzo jej nie smakuje. Wiadomo, że mała potrzebuje trochę czasu, żeby przestawić się na inne smaki i nowe potrawy. Już wiemy, że zupki mleczne są nie dobre, kakao nie smakuje i w ogóle nie interesują ją potrawy typu makaron z truskawkami lub ryż z jabłkami. Ostatnio słyszałam tylko, że mój "świerszczyk" bardzo malutko je. Ciocie są tym troszkę zaniepokojone, a co ja mam powiedzieć! Mała przychodzi z przedszkola i zaczyna włączać "ssanie". Ostatnio ugotowałam jej ulubioną zupkę kiełbaskową, o której opowiada wszystkim w przedszkolu. Jak pytam się czemu nie zjadłaś obiadku z dziećmi, mała odpowiada, że brzuszek nie był głodny i czekał na zupkę kiełbaskową.
  Odebrałam dzisiaj małą z przedszkola i znowu usłyszałam, że mało zjadła. Tłumaczyłam sobie w myśli, że to przez upał. Nagle Gabi pyta, czy w domku czeka na nią zupka kiełbaskowa, bo ona będzie jadła. Ciocia zaciekawiona co to za zupka, o której dziecko opowiada z iskierkami w oczach. Tłumaczę, że to żurek na naturalnym zakwasie z ziemniaczkami, białą kiełbaską, marchewką i doprawiony chrzanem i śmietanką. Ciocia powiedziała tylko, że sama chętnie by taką zupkę zjadła, więc żebym się dziecku nie dziwiła. Oczywiście zupki kiełbaskowej już w domku nie było, ale była pomidorowa z makaronem (druga w kolejności jak chodzi o ulubioną zupę Gabi). Zjadła wielką miseczkę, potem żelki. Za dwie godziny była kolacja i zjadła 3/4 kubeczka serka wiejskiego, do tego wędlinkę i ogórek świeży. Albo nagle apetyt wrócił albo jedzenie przedszkolne jej nie smakuje? Tylko która wersja jest prawdziwa?

                                                                                                      Anka

niedziela, 28 lipca 2013

Przyleciał ptaszek!

Cześć. Od kiedy pamiętam Gabi kochała pić z butelki ze smoczkiem (moniem). Piła tyle, że aż w brzuchu jej non stop chlupało. Przyzwyczajona do wypijania hektolitrów płynów, które rozpychały żołądek, budziła się po kilka razy w nocy także na picie. Dostawałam już szału przy kolejnych pobudkach w nocy. Jak nie piciu to siusiu i tak nawet sześć razy w nocy. A do roboty rano wstawałam oczywiście rześka i wyspana!
    Po ostatniej wizycie u dentysty, gdzie Gabi ustaliła z panią dentystką, że w nocy będzie pić tylko wodę, zaczęliśmy wprowadzać zmiany. Szło to długo i opornie. Ale wreszcie już tyle się nie budziła, bo wiedziała, że nie dostanie herbatki tylko wodę. Po kilku dniach stwierdziłam: kujemy żelazo póki gorące!
    Ciocia z nowego przedszkola i ja opowiadałyśmy Gabi, że z butelki z "moniem" to piją tylko maleńkie dzieci a ona jest już "dużą dziewczynką". Oswajałam ją, że któregoś dnia może przylecieć ptaszek i zabrać butelki ze smoczkiem dla malutkich i bardzo potrzebujących dzieci. O dziwo mała "łyknęła to". Kupiłam jej piękną zastawę - miseczka, talerzyk, kubek i podstawka do jajeczka z wielką żabką. No i w czwartek przed wyjściem do pracy ustawiłyśmy butelki na parapecie, gdyby przyleciał ptaszek! Wróciłam wcześniej z pracy, wyrzuciłam butelkę i postawiłam na parapecie prezent. Drugą butelkę wsadziłam do pudełka z pamiątkami (opaska ze szpitala, ukochana zabawka, pierwszy smoczek itp). Po powrocie do domu mała nawet nie zauważyła wielkiego prezentu w kuchni na parapecie. Jak przypomniała sobie, że chce piciu to wtedy zamarłam. Reakcja była entuzjastyczna. Prezent rozpakowała, bardzo się spodobał, picie dostała w kubeczku i idzie jej to rewelacyjnie.
   Ku mojemu zdziwieniu mała nie budzi się już tyle razy w nocy, nie robi awantur, że chce w nocy herbaty tylko popija wodę. Dzisiejszej nocy wstała raz, wysikała się, napiła i poszła spać pięknie. Wstała ku mojemu zdziwieniu przed ósmą, gdzie wcześniej można było liczyć na pobudkę o szóstej rano. Rewelacja! Szkoda, że wcześniej nie wpadłam na pomysł z "ptaszkiem".

                                                                          Anka

wtorek, 23 lipca 2013

Soczyste słownictwo!

Cześć. Dzisiaj pojechałam z Gabi po wędlinkę i pieczywo do sklepu. Ponieważ obok nas nie ma sklepu z dobrą wędliną więc co kilka dni jeździmy do sklepu koło moich rodziców. Przy okazji po zakupach miałyśmy z małą wpaść z wizytą do babci (dziadek pracuje na działce - kończy z tatą dom).
    Babcia poszła z nami do sklepu, przy okazji zrobiła i dla siebie zakupy. Potem poszliśmy do domku. Gabi bawiła się lalkami i telefonem stacjonarnym - bo duży, fajny, słychać kliknięcia. Opowiedziała babci co słychać w nowym przedszkolu, sztorcując przy tym lalki w wózku. Nagle ni z gruchy ni z pietruchy Gabi szarpnęła wózkiem i wykrzyknęła: kulwa ile mam was bujać, żebyście poszły spać! Parsknęłam śmiechem choć wiem, że nie powinnam. Babcie zamurowało. Mama pokazuje mi, że nie wolno zwracać na takie słownictwo uwagi, to dziecko szybciej zapomni o mało używanym wyrazie. Mam nadzieję, że naprawdę szybko zapomni, bo niezły będzie wstyd jak ciociom w przedszkolu "zasadzi" jakieś stwierdzenie z "nowym" wyrazem. Najciekawsze jest to, jak taki mały profesor wspaniale wie kiedy i gdzie trzeba wstawić ten wyraz.

                                                                                                                 Anka

poniedziałek, 22 lipca 2013

Traktor nadjeżdża!

Cześć. W sobotę pojechaliśmy do rodziców na działkę, na której trwają non stop prace budowlane. Mąż i dziadek Gabi próbowali wyciągnąć konar z ziemi. Oczywiście urobili się niemiłosiernie a konar nawet nie drgnął. Tata poprosił sąsiada aby pomógł im traktorem wyciągnąć tą resztkę drzewa z ziemi. Jak ciągnik zbliżył się do działki Gabi dostała ataku paniki. Siwy dym na całą wiochę! Krzyk, pisk i wycie na maksa. Nie chciała wyjść z domku przez godzinę tak bardzo wystraszyła się traktora. Tłumaczyliśmy jej, że duże auto przyjechało pomóc tacie i dziadziusiowi. Mała zapytała się: a kto je tu zaprosił? Wyjaśniłam, że to dziadziuś poszedł do sąsiada i poprosił go o pomoc. Na to dziecko całe rozdygotane i we łzach: to ja poproszę bardzo dziadziusia, żeby więcej już tego somsiada z tym traktyrem nie zapraszał! Rozczuliła mnie bardzo moja mała kruszynka.

                                                                                                       Anka

czwartek, 18 lipca 2013

Nowa miłość?

Cześć. Gabrysia w przedszkolu robi furorę. Ciocie nie mogą wyjść z podziwu, jak szybko zaaklimatyzowała się i jak dobrze sobie radzi: z jedzeniem, załatwianiem się, myciem zębów czy podczas zajęć np. muzycznych. Ostatnio prym wiodła na zajęciach z instrumentami muzycznymi. Na wszystkim pięknie grała i głośno śpiewała piosenki. Ciocie zażartowały, że jakaś nowa Edzia Górniak rośnie.
  Wczoraj wieczorkiem, podczas zabawy z wesołą "czeredą" usłyszałam jak mała mówi: Staś to, Staś tamto. Pytam łobuziaka: kto to Staś? Myślałam, że może misia tak nazwała. A tu skucha! Okazało się że Staś to kolega z przedszkola. Razem siedzą przy stoliku, razem się bawią. Jestem ciekawa czy jak będą zajęcia taneczne czy także będą razem tańczyć. Potem mała wzięła telefon i zaczęła coś tam gadać, że spotkamy się jutro, że idzie spać zaraz. Jak zadałam Gabi pytanie z kim rozmawia usłyszałam : Staś! Czy będzie to pierwsza miłość w nowym przedszkolu? To się jeszcze okaże! A może usłyszymy niedługo: mój mąż Staś?

                                                                                                       Anka

poniedziałek, 15 lipca 2013

Przedszkolaczek!

Cześć. Dzisiaj Gabi była cały dzień w przedszkolu. Rano wstała z katarem a w nocy bolał ją brzuch. Na szczęście brzuszek już w porządku a z noska leci katarek. Pogoda jest tak zmienna ostatnio, że maluch się po prostu przeziębił.
  Rano łobuziak chętnie wstał, szybko i sprawnie się ubrał, umył i uczesał. Potem zakomunikowała radośnie, że już może wychodzić. Ucałowała dzieciaki (Gienia ostatnio chyba w niełasce) i pojechałyśmy do przedszkola. Tam pożegnała mnie słodkim buziakiem i poszła do swojej nowej grupy.
   Jak odbierałam ją z przedszkola ciocia powiedziała, że rewelacja! Gabi ładnie je, bawi się z dziećmi, jest grzeczna, komunikuje swoje potrzeby fizjologiczne. Przy leżakowaniu prosiła, żeby ją "polulać"! Problem był tylko, że nie zjadła 2 dania. W domku i w starym przedszkolu zupa i drugie danie jest oddzielnym posiłkiem, tutaj natomiast są razem podawane. Gabi standardowo najadła się zupką a tu zaraz jeszcze obiadek wjechał na stół. Pani powiedziała, że niedługo się przestawi i będzie jak wszystkie dzieci zjadać naraz i zupkę i obiad.
   Po odebraniu z przedszkola poszłyśmy standardowo na huśtawki. W międzyczasie Gabi zjadła banana i tonę chrupków ryżowych, bo była głodna. Potem przyszliśmy do domku i jeszcze zupką pomidorową z kluskami poprawiła. Poszła dzisiaj wcześniej spać bo była zmęczona i do tego osłabiona przeziębieniem. Mam cichą nadzieję, że nie będzie chora!

                                                                                                                     Anka

niedziela, 14 lipca 2013

Pizza!

Cześć. Ostatnio mała zobaczyła lub usłyszała w telewizji o pizzy. Pyta z zaciekawieniem: co to?
Tłumaczymy jej, że to takie jedzonko z serkiem, szyneczką i pieczarkami lub innymi składnikami. Dziecko nagle: ja chce pizze!
   Przez jakiś czas myśleliśmy, że Gabi zapomni o tym jedzonku ale nic z tego. Od kilku dni pyta kiedy pójdziemy na tą pizze. Chcąc nie chcąc idziemy w niedziele na pizze. Oczywiście wybraliśmy sprawdzoną, dobrą pizzerię włoską mieszczącą się niedaleko naszego domu. Zamówimy również makaron ze szpinakiem i łososiem, który Gabi ostatnio pałaszowała jak opętana. Gdyby pizza nie bardzo smakowała to przynajmniej zje makaron. A jak będzie w restauracji to się okaże.
  Mała obudziła się, napiła i stwierdziła, że szybko wychodzimy bo zaczyna jej w brzuchu burczeć. Do pizzerii dojechaliśmy szybko i w przeciwieństwie do wcześniejszych ustaleń zamówiliśmy 2 pizze. Z wielkim szokiem patrzyłam jak łobuziak zjada niecałe 4 kawałki pizzy. Głaskała się po brzuszku i mówiła: pycha, pycha. Mąż zamówił pizze pepperoni a ja z szynką i pieczarkami. Najbardziej smakowała jej ta druga. Już wiemy, że od czasu do czasu można wyskoczyć z małą na pizze.

                                                                                                            Anka

czwartek, 11 lipca 2013

Zęby ci śmierdzą?!

Cześć. Dzisiaj Gabrysią po powrocie z adaptacji w przedszkolu zajmie się moja mama, a od jutra teściowa. Pomieszka u nas 3 dni i zajmie się małą podczas gdy ja i mąż będziemy w robocie. Gabi poujeżdża babcie tak, że na 3 miesiące starczy im wnuczkowej miłości. No ale co zrobić?
   Ponieważ obydwie babcie niestety są palące mała non stop zwraca im uwagę, żeby nie paliły papierosów bo im zęby śmierdzą. Ubaw po pachy. Oczywiście babcie palą na tarasie! Zauważyłam wczoraj nową zabawę u Gabi. Mała ma mały grający domek dla lalek, stawia na tarasie: Księżniczkę, Kasię i Edka i oni palą papierosy. Mała robi im wykład, że będą mieli czarne zęby, głowa będzie ich bolała a do tego zęby będą im śmierdzieć. Wczoraj babcia się przyznała, że jak dłużej by u nas pomieszkała to może spróbowałaby rzucić palenie. Na to Gabrysia: babcia nie pal tych petów bo ci śmierdzi.
   Dzisiaj przywiozę artystkę z przedszkola i zostanie z babcią a ja do pracy. Znowu łobuziak rozpłacze się, że mama idzie a ona musi zostać. Babcia da ulubionej zupy kiełbaskowej (żurek z ziemniaczkami i kiełbaską), pobawi, poprzytula, może uda się jej położyć spać małą. Potem zjedzą obiadek i pójdą na ukochaną huśtawkę (na które mała może bujać się i godzinę, a nawet ostatnio na niej przysypiała). A od poniedziałku Gabi pójdzie na cały dzień do przedszkola - wtedy zobaczymy czy przedszkole rzeczywiście podoba się dziecku!

                                                                                                   Anka

poniedziałek, 8 lipca 2013

Pierwsze spotkanie!

Cześć. Dzisiaj Gabi była na adaptacji w przedszkolu. Zawiozłam ją na 9.30. Ponieważ mała była tak podekscytowana, że była gotowa sporo wcześniej, wyszłyśmy z domku i podjechałyśmy zapisać małą do dentysty. Potem podjechałyśmy pod przedszkole. Oczy były szeroko otwarte. Poszłam z małą dookoła budynku, żeby pokazać jej plac zabaw na tyłach placówki. Wszystko było ładnie pięknie dopóki nie weszłyśmy do środka i przyszła "nowa ciocia". Łobuziak w ryk i trzyma mocno spodnie. Ciocia się przedstawiła i dalej zagadywać artystkę. A ta nie i już. Poszłam z  nimi na górę, ciocia otworzyła salę i weszła z małą a ja ... do domku. Schodząc po schodach słyszałam tylko płacz i gdzie jest moja mamusia. Serce boli i łza kręci się w oku, ale wiedziałam, że popłacze minutkę i zaraz zapomni.
Wróciłam po małą o 11.30. Wyszło do mnie uśmiechnięte dziecko z rysunkiem i opowiadało, że oglądało bajkę (ale nie wie o czym) i bawiło się zabawkami. Ciocia Asia powiedziała, że mała pięknie się bawi sama i z dziećmi, wspaniale mówi i jest bardzo grzeczna. Gabrysia pomachała ciociom i powiedziała, że jutro też do nich przyjdzie. Znając życie jutro też popłacze i zaraz zapomni. Ale najważniejsze, że pierwsze lody przełamane.

                                                                                                           Anka

niedziela, 7 lipca 2013

No i masz!

Cześć. Gabrysia przez ostanie dni siedziała z Babcią w domku podczas kiedy ja z mężem chodziliśmy do pracy. Po powrocie do domu mała nie odstępowała mnie na krok. Wiadomo jak to jest kiedy zmęczony robotą, upałem i staniem w korkach wraca się do domu i nic nie można zrobić bo słyszysz od progu: choć się położymy i się poprzytulamy, bo się strasznie stęskniłam. Wnerwienie na gigantyczne korki od razu ci przechodzi i chcąc nie chcąc (mimo, że pęcherz błaga o opróżnienie i pić się strasznie chce) idziesz na łóżko i przytulasz swoją kochaną istotkę.
   Zawsze powtarzałam sobie i wszystkim którzy u nas byli żeby uważali na to co mówią, bo radarki chodzą cały czas. Pilnowałam, pilnowałam i nie dopilnowałam.
   Wczoraj wieczorem Gabi zakładała na siebie korale i "stylizowała" się do wyjścia na zakupy z ukochaną lalką Gienię. Przyglądałam się jej uważnie bo wyglądało to przezabawnie. Nagle korale zaplątały się i łobuziak powiedział złoszcząc się: "kulwa skrenciły sie kolale". Zamarłam. Kazałam powtórzyć, bo może źle usłyszałam. Niestety słuch mnie nie zawiódł. Potem powtarzała wyraz co chwila mając z tego niezły ubaw. Zorientowała się, że to coś "fajnego", bo mama zwróciła na to uwagę. Od wczoraj nie zwracam już na to uwagi, ale mam nadzieję, że nie wystrzeli z "kulwa" w miejscu publicznym.
   W poniedziałek Gabrysia idzie na adaptację do nowego przedszkola. Mam nadzieję, że nie zacznie znajomości z dziećmi i "ciociami" od użycia nowego wyrazu.

                                                                                                            Anka

poniedziałek, 1 lipca 2013

Gieńka ma nogę w gipsie!!!

Cześć. Wczoraj popołudniu dostałam mms od bratowej ze zdjęciem nogi w gipsie. O matko - pomyślałam! Wzięłam telefon i dzwonie co się stało. Okazało się, że mój chrześniak jeździł na rowerze noga zaplątała mu się w szprychy i rozharatała mu nogę. Oprócz skręcenia nogi, założono mu trochę szwów i gips, żeby noga się szybciej goiła. Wspaniale zaczął się okres ferii dla mojego bratanka. Jak nic przez 2 tygodnie nie pobryka za bardzo.
    Rozmawiałam z bratową w kuchni, a Gabi była wtedy w pokoju. Ale małe radarki chodzą cały czas. Po zakończeniu rozmowy wchodzę do pokoju i próbuje opowiedzieć mężowi co się wydarzyło ale mała mi nie daje. Ciągnie mnie za rękę i krzyczy coś o Gieni! Gdy wreszcie zapytałam o co chodzi dziecko oznajmiło mi: Gieńka ma chorą nogę trzeba ją w gips wsadzić! Na początku nie bardzo wiedziałam o co biega, ale po chwili razem z mężem stwierdziliśmy, że Gabrysia znowu przeżywa, że coś się komuś stało.
    Jak mąż miał wypadek to w przedszkolu opowiadała ciociom, że Gabi miała dachowanie i jest cała poobijana. Teraz Gienia ma nogę w gipsie. A dzisiaj rano usłyszałam, że lalka ma straszną wysypkę i trzeba z nią do lekarza jechać. Dobrze, że te wszystkie "nieszczęścia" przechodzą na lalki a nie na ludzi!
           
                                                                                                         Anka