Cześć. Dzisiaj Gabi była na adaptacji w przedszkolu. Zawiozłam ją na 9.30. Ponieważ mała była tak podekscytowana, że była gotowa sporo wcześniej, wyszłyśmy z domku i podjechałyśmy zapisać małą do dentysty. Potem podjechałyśmy pod przedszkole. Oczy były szeroko otwarte. Poszłam z małą dookoła budynku, żeby pokazać jej plac zabaw na tyłach placówki. Wszystko było ładnie pięknie dopóki nie weszłyśmy do środka i przyszła "nowa ciocia". Łobuziak w ryk i trzyma mocno spodnie. Ciocia się przedstawiła i dalej zagadywać artystkę. A ta nie i już. Poszłam z nimi na górę, ciocia otworzyła salę i weszła z małą a ja ... do domku. Schodząc po schodach słyszałam tylko płacz i gdzie jest moja mamusia. Serce boli i łza kręci się w oku, ale wiedziałam, że popłacze minutkę i zaraz zapomni.
Wróciłam po małą o 11.30. Wyszło do mnie uśmiechnięte dziecko z rysunkiem i opowiadało, że oglądało bajkę (ale nie wie o czym) i bawiło się zabawkami. Ciocia Asia powiedziała, że mała pięknie się bawi sama i z dziećmi, wspaniale mówi i jest bardzo grzeczna. Gabrysia pomachała ciociom i powiedziała, że jutro też do nich przyjdzie. Znając życie jutro też popłacze i zaraz zapomni. Ale najważniejsze, że pierwsze lody przełamane.
Anka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz