Cześć. Gabrysia przez ostanie dni siedziała z Babcią w domku podczas kiedy ja z mężem chodziliśmy do pracy. Po powrocie do domu mała nie odstępowała mnie na krok. Wiadomo jak to jest kiedy zmęczony robotą, upałem i staniem w korkach wraca się do domu i nic nie można zrobić bo słyszysz od progu: choć się położymy i się poprzytulamy, bo się strasznie stęskniłam. Wnerwienie na gigantyczne korki od razu ci przechodzi i chcąc nie chcąc (mimo, że pęcherz błaga o opróżnienie i pić się strasznie chce) idziesz na łóżko i przytulasz swoją kochaną istotkę.
Zawsze powtarzałam sobie i wszystkim którzy u nas byli żeby uważali na to co mówią, bo radarki chodzą cały czas. Pilnowałam, pilnowałam i nie dopilnowałam.
Wczoraj wieczorem Gabi zakładała na siebie korale i "stylizowała" się do wyjścia na zakupy z ukochaną lalką Gienię. Przyglądałam się jej uważnie bo wyglądało to przezabawnie. Nagle korale zaplątały się i łobuziak powiedział złoszcząc się: "kulwa skrenciły sie kolale". Zamarłam. Kazałam powtórzyć, bo może źle usłyszałam. Niestety słuch mnie nie zawiódł. Potem powtarzała wyraz co chwila mając z tego niezły ubaw. Zorientowała się, że to coś "fajnego", bo mama zwróciła na to uwagę. Od wczoraj nie zwracam już na to uwagi, ale mam nadzieję, że nie wystrzeli z "kulwa" w miejscu publicznym.
W poniedziałek Gabrysia idzie na adaptację do nowego przedszkola. Mam nadzieję, że nie zacznie znajomości z dziećmi i "ciociami" od użycia nowego wyrazu.
Anka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz