czwartek, 3 października 2013

Zamek i naleśniki!

Cześć. Gabrysia będąc na wczasach polubiła naleśniki. Pani przyrządzająca codziennie śniadania w naszym Pensjonacie dla każdego chętnego smażyła pyszne pulchne naleśniki. Każdy zajadał wg uznania: albo z cukrem pudrem, dżemem bądź z jabłkami. Mały łakomczuch zajadał z rana "czystego" naleśnika i dodatkowo oczywiście parówkę, ogóra, serek, pomidorek i bułeczkę. Pewnego dnia jechaliśmy na wycieczkę do Zamku Książ. Pani Basia zapytała czy nie zrobić małej jednego naleśniczka na wynos to sobie zje po drodze. Ok powiedzieliśmy. Tak więc po tłustym śniadanku z naleśnikiem i cieplutką bułeczką wyruszyliśmy w trasę.
   Po dotarciu na Zamek zakupiliśmy bilety i czekamy na przewodnika. Gdy zjawił się pan Przewodnik i cała grupa ruszyła zwiedzać Gabi nagle na głos: daj mi bułeczkę! Urwałam jej kawałek buły i szła tak przez sale po czerwonych dywanach kruszą przy tym nieziemsko. Co chwila coś chciała, coś potrzebowała więc zaczęłam iść z nią troszkę z tyłu żeby nie przeszkadzać innym w słuchaniu co opowiada pan przewodnik. Kiedy buła zniknęła w brzuchu ruszyłam z nią do grupy. Podczas zwiedzania sali muzycznej Gaba stojąca w pierwszym rzędzie na głos mówi: mamo daj mi teraz naleśniczka. Znowu wyprowadziłam małą z dala od grupy i dawaj odwijać na zamkowym korytarzu naleśnika zawiniętego w sreberko. Szelest był niezły. No cóż?! Jak już zjadła pół naleśnika i zaspokoiła swój głód zameldowała mi, że chce siusiu. Toaleta oczywiście piętro wyżej więc oderwałyśmy się od grupy i poszłyśmy na stronę. Wracając oczywiście nie mogłyśmy znaleźć grupy. Mąż powiedział, żeby dzwonić do niego jak by co. Dzwonie i dzwonie a tu nic. Na szczęście znaleźli się po 10 minutach a telefon oczywiście był ale... w samochodzie. Potem już można było coś posłuchać i zobaczyć bo najedzona, napita i wysiusiana Gabrysia zwiedzała sale zamkowe: tańcząc i śpiewając w nich. Najfajniej było na tarasach zamkowych kiedy to mały łobuziaczek biegał sobie alejkami pośród pięknie powycinanych krzewów i fontann. Naleśnika dojadła już w samochodzie. Od tamtego dnia Pani Basia codziennie robiła dla małej naleśnika na wynos.

                                                                                                Anka

wtorek, 1 października 2013

Zabaweczka!

Cześć. Miałam napisać kolejną cześć opowieści co ciekawego wydarzyło się na naszym urlopie ale podzielę się z Wami wczorajszymi wiadomościami. Ostatnio zamówiłam zabawkę traktor aby mała oswoiła się z nim, gdyż za nic nie chce wyłazić z domku babci na świeże powietrze. Dzisiaj kurier przyniósł wielką paczkę ale z otworzeniem jej Gabi czekała z tatą na mamę. Jak wróciłam to odbyło się rodzinne rozpakowanie prezentu. Mała była bardziej zainteresowana książeczką z zabawkami dołączoną przez sprzedającego niż traktorkiem. Poczekałam troszkę aż się z nią choć optycznie zapozna a potem zaczęłam zachęcać ją do zabawy nowym pojazdem. Zainteresowanie traktorem marne za to zabawa lalkami w przedszkole wchodziła na coraz to wyższy poziom.
   Obserwowałam małą jak ubiera lale - bo idą na spacer, potem rozbiera je i przebiera, gdyż siku i kupa u co drugiej podopiecznej. Potem podeszła do swojej kuchni i mówi, że będzie lale karmić zupką (duża miska a w niej mnóstwo warzyw plastikowych). Zastanawiałam się jak przemycić do zabawy traktor z przyczepą i nagle wymyśliłam. Podpytałam małą co maluchy będą jadły jak się wyśpią na leżakowaniu? Obiadek odpowiedziała moja pociecha. Nie zastanawiając się wzięłam traktor odpaliłam dźwięk i światełka i dawaj zagadywać, że traktorek jedzie na pole zbierać warzywka dla dzieci na obiadek. Zerkam kątem oka a mała stoi z rozdziawioną buzią i z lekkim stresem w oczach patrzy co mama wyczynia. Załadowałam do przyczepki całą furę ogórków, pomidorków, marchewki, kukurydzę i ziemniaki. Jadę traktorem i trąbie: uwaga jadą warzywa do przedszkola - z drogi, z drogi! Nagle mała zaczęła się uśmiechać. Wywaliła  z piekarnika (przechowalnia) jeszcze więcej warzyw i owoców i mówi, żeby tutaj przyjechał traktor. Na początku nawet go nie chciała dotknąć za bardzo. Pokazywała tylko gdzie i jak mam nim jeździć. Po ok. 30 minutach tak się rozbrykała, że zapytała: mamusi a gdzie to się włącza, żeby on świecił i hałasował?  Hura pomyślałam. Może małymi kroczkami minie jej ta fobia. Trzymam kciuki za moją pociechę.

                                                                                                          Anka