niedziela, 30 czerwca 2013

Wnerwiona mamuśka!

Cześć. Jeszcze nie ochłonęłam po piątku, ale o tym zaraz napiszę.
  W piątek był ostatni dzień Gabi w przedszkolu. Zawiozłam rano małą wcześniej, żeby porozmawiać i podziękować za współpracę pani dyrektor i zostawić dla dzieciaków słodkości. Dla cioć wręczyłam wielką bombonierę a dla dzieciaków chrupki (maluchy tylko to mogą) a dla grupy Gabrysi (starszaków) lizaki i mamby. Ponieważ wcześniej mówiłam dyrektorce przez telefon co zamierzam przynieść ta stwierdziła, że najwyżej lizaki, które dziecko rozda koleżankom i kolegom położy każdemu w szafce. Każdy rodzic ma sam podjąć decyzję czy jego dziecko będzie jadło słodycze czy nie. Tak więc dałam cioci "gadżety" i pojechałam do roboty.
   Po południu odbieram małą z przedszkola i pytam jak minął ostatni dzień w przedszkolu. Zero reakcji! Pytam zatem czy pożegnała się z rówieśnikami i rozdała lizaki? Na to dziecko, że nie rozdawała bo mama zapomniała dać jej te lizaki. Wnerwiłam się. Pani dyrektor nie było oczywiście już w przedszkolu a ciocia szukała torby ze słodyczami i nie znalazła. Mała spłakała się, że nie poczęstowała dzieci cukierkami. No i zaczął się cyrk! Pomyślałam, ze może pani dyrektor zabrała torbę ze sobą gdyż pomyślała, że tam jest prezent pożegnalny dla niej! Zobaczymy co będzie dalej?
Jutro około południa zamierzam do niej zadzwonić w tej sprawie! Zobaczymy co powie?

                                                                                                               Anka

czwartek, 27 czerwca 2013

Smuteczek!

Cześć. Przyjechałam wczoraj po Gabi do przedszkola i usłyszałam od "cioci", że mała cały dzień była jakaś dziwna. O co chodzi - pomyślałam?
    Od samego rana łobuziak nie bawił się z dziećmi tylko siedział, a potem leżał smutny i osowiały. Przedszkolanki powiedziały, że odkąd znają Gabi nigdy się tak nie zachowywała.
   Pani pielęgniarka zmierzyła jej temperaturę i nic. Zapytała czy coś ją boli - nie. Więc wina spadła na leki, które bierze na wysypkę. Dziecko po tym "cudnym specyfiku" może być ospałe lub pobudzone, więc pomyśleliśmy, że to może być to.
   Jak ubierałam małą do domku zapytałam się jej - czy coś się stało? Powiedziała mi, że tęskniła strasznie za mną i nie mogła się mnie doczekać. Wzruszyłam się jak zobaczyłam, że Gabi ma łzy w oczach. Przytuliłam mojego smuteczka i dałam kilka buziaków.
   Czekałyśmy jeszcze chwilkę aż ciocia, którą Gabi lubi najbardziej, przyniesie małej lekarstwa. Zobaczyła małą z łzami w oczach i też podpytuje o co chodzi? Ja na to, że jeszcze dwa dni w przedszkolu i będzie siedzieć ze mną w domku, a potem pójdzie do nowego przedszkola. Cioci pojawiły się łzy w oczach (bo Gabi to jej oczko w głowie) a mała spuściła głowę w dół i zaczęła trzeć oczy. Wszystko jasne - pomyślałam? Mała po prostu przeżywa jutrzejsze pożegnanie z ciociami i dziećmi w przedszkolu.
   I bądź tu mądry. Najpierw płacze po nocach, że nie chce chodzić do przedszkola a teraz będzie płakać, że odchodzi. Oj czeka mnie jutro ciężki dzień, a w szczególności popołudnie jak będę małą odbierać z przedszkola.

                                                                                                                Anka

wtorek, 25 czerwca 2013

Nowe atrakcje!

Cześć. W nocy z czwartku na piątek moją Gabi strasznie pogryzły komary. Nasmarowałam delikatne opuchlizny maścią i posłałam córcie do przedszkola. Po południu odbieram łobuziaka a on na buzi jeszcze oprócz ugryzień małe krostki. Myślę sobie potówki jak nic bo upał nie miłosierny! Włos mi się na głowie zjeżył jak wieczorem rozebrałam Gabi do kąpania. Całe ciało pokryte wysypką a do tego rączka strasznie spuchnięta od ugryzienia komara. Czy wysypka to potówki? Nie byłam do końca pewna. Po kolacji zrobiłam małej okład z sody oczyszczonej, ale nie bardzo pomagał.
   W sobotę miałam pojechać z małą po tatę do dziadków na działkę, więc dziecko cały czas mówiło tylko o "wycieczce po tatę". Na działce był także mój brat z żoną i swoimi dzieciakami. Bratowa obejrzała mała i stwierdziła "różyczka". Na nieustającą opuchliznę na rączce kupiliśmy altacet w żelu - ale też nie pomógł.
   W niedziele chcąc nie chcąc pojechaliśmy z pociechą do pediatry. Musiałam mieć pewność czy to różyczka czy nie! Doktor jak zobaczyła małą stwierdziła: alergia. No dobra ale na co, skoro dziecko nic nowego nie jadło? Pani lekarka podpowiedziała, że to na pewno truskawki! Ale dziecko tego nie jadło w domu i w przedszkolu.
Po długiej naradzie Pani Doktor stwierdziła, iż prawdopodobnie albo mała ma uczulenie na słońce albo silny odczyn alergiczny na ukąszenie komara. Dostaliśmy syrop i maść ze sterydami (podobno bez tego się nie obejdzie).
  Na razie większość plam na nogach, twarzy, brzuchu i plecach częściowo wyblakła ale te na rączkach nadal są dobrze widoczne. Do tego wszystkiego dzisiaj tak Gabi drapie się po głowie, że zastanawiam się czy się do mózgu nie do drapie? Czekamy do czwartku czy wysypka zejdzie, jak nie to znów jedziemy do lekarza. Oby to cho....wo zlazło już z te dzieciaczyny.

                                                                                                          Anka

wtorek, 18 czerwca 2013

Lala w brzuchu?

Cześć. Jak już kiedyś wspominałam ostatnio Gabi uwielbia oglądać zdjęcia. Oglądała wczoraj zdjęcia z chrzci mojej bratanicy, które odbyły się 3 lata temu. Mała pokazywała paluszkiem na każdego z gości i mówiła jak się kto nazywa. Ponieważ zna wszystkich dobrze nie miała z tym żadnych problemów. Nagle moja córcia pyta się: mamo a gdzie jest Gabi? Tłumaczę jej, że u mamy w brzuszku. Aha! - usłyszałam odpowiedź. Mamo a gdzie jest Igor (syn cioci - wiek 1 rok)? Jak wytłumaczyć dziecku, że małego to jeszcze wtedy ciocia w planach  nie miała. No cóż! - myślę sobie. Odpowiadam Gabi, że Igor jest u cioci w brzuszku. Aha! - brzmi kolejna odpowiedź.
    Wczoraj po południu jak poszłyśmy z łobuziaczkiem na spacer przechodziła obok nas Pani w zaawansowanej ciąży. Gabrysia oczywiście poinformowała wszystkich dookoła, że Pani ma dzidzie w brzuchu. Spoko! - myślę sobie.
   Dzisiaj rano po przebudzeniu moja ukochana córcia leży na łóżeczku i masuje sobie brzuszek. Pytam się jej czy ją boli brzuszek i czy ma wzdęcia? Na to cwaniak mały odpowiada mi: w brzuchu mam siusiu, kupę i małą lale! Zamarłam! Jak to masz lalę w brzuchu? No tak jak mama mnie nosiła w brzuszku to ja mam tam teraz małą lalę. No i jak tu dziecko uświadomić w sprawach poczęcia? Może ktoś ma jakieś pomocne sugestie?
                                                                                                            Anka (przyszła babcia?)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Patologia?

Cześć. Dzisiaj jedna z "cioć" zaczęła podpytywać mnie dyskretnie, kto to jest Gienia? Opowiedziała, że Gabi podczas czasu spędzanego na placu zabaw opowiadała "cioci" jak to Gienia jeździ w bagażniku. Włosy stanęły jej dęba! Była przekonana, iż to ja wożę jakąś dziewczynkę w bagażniku.
  Potem oczywiście Gabi opowiedziała jak to przebiera swoją podopieczną, bo ma kupę. Nie omieszkała także poinformować pani w przedszkolu, że lala także marudzi, pluje przy jedzeniu bo nie ma zębów no i że teraz uczy się chodzić.
   Ciocia z opowieści Gabrysi wysnuła, że Gienia to mała dziewczynka, która jak to dziecko załatwia się w pieluchę, wypluwa trochę jedzenie no i marudzi.
   Wytłumaczyłam "cioci", że Gabrysia opowiada o swojej lali, którą opiekuje się i zajmuje jak matka małym dzieckiem. Sama z resztą mówi czasem o sobie "matka polka"! Opowiedziałam pani, że jak jadę po Gabrysię to zabieram z domu Gienię w wózku i wkładam ją do bagażnika w samochodzie. Jak zaparkujemy w garażu po powrocie z przedszkola to wyjmuję Gienie z bagażnika i idziemy na spacer i plac zabaw.
    Mimo iż musiałam się gęsto tłumaczyć to cieszę się, że "ciocie" słuchają co dzieci mówią i reagują na jakieś niejasności - wypytują i dopytują, żeby dobrze zrozumieć malucha.

                                                                                                     Anka

sobota, 15 czerwca 2013

Laurka?

Cześć. Wczoraj wieczorem obiecałam małej, że usiądziemy i pod nieobecność taty zrobimy laurkę na zbliżający się Dzień Ojca. Jak odbierałam ją z przedszkola "ciocia" opowiedziała mi jaką Gabrysia zrobiła awanturę (włącznie ze spazmami). Codziennie po południu dzieci mają jakieś zajęcia na sali: albo śpiewają, malują, wycinają, wyklejają, tańczą itd. Tego dnia "ciocia" postanowiła zrobić im niespodziankę - przedstawienie. Gabrysi chyba się coś pomieszało i jak usłyszała, że będzie przedstawienie dawaj w ryk. Ciocia nie mogła jej uspokoić! Mówi, że nigdy nie wiedziała u małej takiego zachowania więc bardzo się tym zaniepokoiła. Dopiero po kilku minutach jak ustały spazmy porozmawiała z nią o co chodzi! Nie zgadniecie, co sobie ta mała główka ubzdurała? Gabrysia myślała, że dzisiaj jest Dzień Taty i nie miała dla niego laurki, więc była przygotowana na malowanie lub wyklejanie czegoś dla swojego taty. Jak usłyszała, że będzie przedstawienie to zdenerwowała się, że nie będzie miała dla taty laurki - no i w ryk. Ciocia (a później i ja w domu) wytłumaczyła jej, że Dzień Taty będzie za  jakiś czas i jeszcze Gabi zdąży zrobić tą laurkę, ale kiedy indziej. Na szczęście padło na podatny grunt i wszystko zrozumiała i uspokoiła się.
  Oczywiście jak wróciłyśmy ze spaceru po przedszkolu łobuziak zagaił, że dzisiaj mieliśmy robić laurkę dla taty. Nie chciało mi się, ale obiecałam wcześniej więc - do dzieła! Wycięłyśmy żółte słoneczko, niebieskie chmurki i Gabi nakleiła je na białą kartkę. Potem namalowałyśmy łąkę, dużo kwiatków i staw. Nad stawem zrobiłyśmy stempel ze zwierzątkami z ciastoliny i wtedy zadzwonił telefon. Mąż miał wypadek! Ja się zdenerwowałam, małej się to udzieliło i postanowiła, że da tatusiowi laurkę jak tylko wróci do domku!
   Tak więc chyba laurka zostanie wręczona dzisiaj!
                                                                                                                      Anka

piątek, 14 czerwca 2013

Mały profesor!

Cześć. Wczoraj wieczorem chciałam zrobić z dzieckiem coś nowego. Oprócz zabawy lalkami, gotowania dla nich, zabawy klockami lego w klinikę, jeżdżeniu na rowerze (po domku także) chciałam pokazać jej inne możliwości zabawy. Ponieważ Gabi nie bardzo lubi malować więc pomyślałam sobie o zagadkach i łamigłówkach dla maluchów. 
  Na dzień dziecka dostała od babci książeczkę (i nie tylko) - "3-latek poznaje świat". Są tam obrazki tematyczne przedstawiające różne postacie, zwierzęta, rzeczy i do każdego zdjęcia jest pytanie np. kto jest najmłodszy na obrazku? Do tego są trzy warianty z odpowiedzią, na które należy wkleić naklejkę (z kluczem). Pomyślałam, że zrobię z Gabi kilka takich zagadek.
   Mój dzielny przedszkolak chętnie zabrał się do rozwiązywania łamigłówek. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu pięknie odgadywała zadania. Naklejki wklejała trochę krzywo, ale za każdym razem jak nie było prosto to mama poprawiała. Na dłuższą chwilę zatrzymaliśmy się przy zagadce - co jedzą zwierzątka? Na obrazku narysowana była: kura, kot, pies i zajączek a obok: ziarenka, miseczka z mlekiem, kość i marchewka. Zadaniem dziecka było połączenie w pary zwierzątka z tym co lubią jeść. Gabi zgadła, że marchewkę je zajączek, i na tym koniec. Wytłumaczyłam, że kotek pije mleczko a piesek je kość (nigdy tego nie widziała - bo się panicznie boi się psów i kotów - więc może nie wiedzieć). Jak zapytałam: co je kurka?, usłyszałam odpowiedź - jajko! No i jak wytłumaczyć dziecku, że kurka znosi jajka a nie je ich? Przecież nawet ja dokładnie nie wiem jak ziarenka w brzuchu "przerabiane" są na jajko. Na szczęście, aż tak dociekliwych pytań nie dostałam. Na końcu Gabi podsumowała zagadkę: kura zjada ziarnko i ma jajo! Rewelacja. Nie skończyłyśmy całej książeczki więc na pewno jakieś zagadki dzisiaj też rozwiążemy albo przygotujemy laurkę dla taty bo niedługo Dzień Ojca!

                                                                                                                  Anka
   

wtorek, 11 czerwca 2013

Ale o co chodzi!

Cześć.  Nie mam już sił do mojego łobuziaka. Ostatnio wieczorami i rano wyje, wyje, rzuca się - muchy w nosie czy ma focha?
  Poszłam z nią popołudniu na dwór po ok. 2 godzinach chodzenia, bujania, zjeżdżania mówię, że idziemy do domu  a artystka w ryk, że ona nie idzie! No dobra mogę to zrozumieć, że fajnie się bawiła i nagle mama każe iść do domu. W domu ryk, że nie pomagam jej przebrać Gieni. Tłumaczę, że mama teraz przygotowuje picie, kolację, kompanie i jeszcze sprząta w między czasie. Nie interesuje to Gabrysi! Ona teraz chce!!
   Akcja z nocnym wstawaniem na: piciu, potem siusiu, potem znowu piciu i tak w kółko! Nie daje już rady. Kiedy ja się wyśpię!? Już na rzęsach chodzę. Mąż mówi: prześpij się w dzień przecież jesteś w domu. No tak tylko, że codziennie jest coś do zrobienia (jak nie sprzątanie, pranie, prasowanie, gotowanie, odkurzanie no i zakupy oczywiście) a oprócz tego trzeba usiąść do komputera i szukać roboty w internecie!
   Ostatnio rano Jaśnie Pani też urządza cyrki. Wyje i marudzi, że nie chce do przedszkola. Dziś rano płakała, że ona się nie wyspała i nigdzie nie idzie. Powiedziałam jej żeby częściej w nocy wstawała to na pewno się wyśpi! Nie wiem tylko czy zrozumiała aluzję!
   Dzisiaj po odebraniu małej z przedszkola jedziemy do lekarza. Znowu będzie ryczeć, że chce na dwór, na huśtawki, na zjeżdżalnię i nie będzie ją interesować, że rodzice nie mają już siły. Najważniejsze, że Gabi ma!

                                                                                                                           Anka

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Wyprawka!

Cześć. Nowe przedszkole załatwione. Gabi może iść do nowej placówki już od 1 lipca. Trzeba teraz przygotować dla dziecka wyprawkę do przedszkola. Standardowo trzeba przynieść ubranka na przebranie: majtki, skarpetki, spodenki, bluzeczkę, kapcie i coś na główkę (jak świeci słońce) czyli to co w dotychczasowym przedszkolu. Ale w tym przedszkolu (podobno i w innych też) jeszcze trzeba przynieść: prześcieradło, poduszkę, kołdrę lub kocyk (w zależności pod czym dziecko woli spać), piżamkę, do tego szczotka, pasta, kubek, ręcznik, krem na słońce, coś na komary itd. O matko chyba przyjdę pierwszego dnia z Gabi obładowana jak wielbłąd idący w karawanie. No ale cóż. Jak trzeba to trzeba.
  Ponieważ Gabi rośnie jak na drożdżach (sandały kupione miesiąc temu stają się za małe) wybieramy się na zakupy. Ceny oczywiście "promocyjne", nie ma nic ciekawego (brak efektu łał - chce to mieć) więc raczej będą to szybkie zakupy. Kupimy spodnie dresowe, buty kryte, poduszeczkę i przybory higieniczne. A potem na lody oczywiście i przymusowe wejście do sklepu zoologicznego. Ponieważ artystka boi się wszystkich żyjątek na tym świecie więc mąż prowadza ją do sklepu i pokazuje różne zwierzątka, żeby się z nimi oswajała. Powiem wam, że są pierwsze rezultaty. Podobają się jej rybki, kolorowe ptaszki, ale na widok świnki morskiej, królika czy chomika dostaje drgawek i drze się: boje, boje tego kudłatego! Może za jakiś czas przywyknie?

                                                                                                                     Anka

piątek, 7 czerwca 2013

łobuzica i znieczulica!

Cześć. Gabrysia przyszła przedwczoraj z przedszkola i z łzami w oczach opowiada mi że ją bije inna dziewczynka! Para buch .... matka zagotowała się nieziemsko! Najpierw ją jedna dziewczynka pogryzła, teraz inna ją popycha, drapie, szczypie i bije. Ponieważ już kiedyś, ta "łobuzica" podrapała ją po twarzy więc podejrzewałam, że znowu powstał między dziewczynami jakiś konflikt.
  Rano odprowadzając Gabi do przedszkola ucięłam sobie dłuższą pogawędkę z "ciocią". Okazuje się, że "artystka" bierze dziecko od tyłu za głowę i pcha go mocno do przodu. Wygląda to niebezpiecznie i co najgorsze kary żadne nie pomagają. Rodzice małego łobuziaka bagatelizują wszystko mówiąc: niemożliwe, trochę psoci i bije w domu ale nie aż tak. Hello.... pobudka starzy? To jest właśnie zaje.....te "wychowanie bezstresowe"! A potem tragedia gotowa, jak pchnie dziecko na ścianę i te sobie głowę rozbije. I wtedy też rodzice powiedzą: niemożliwe! A jestem ciekawa jak by jaśnie państwo zareagowało gdyby ich dziecko ktoś tłukł codziennie?
  Po drugim dniu słuchania płaczu dziecka, że nie chce iść do przedszkola, bo dziewczynka będzie ją znowu bić, mąż postanowił porozmawiać z dzieckiem o obronie. Tłumaczy jej, że czasami gdy ktoś cię bije to trzeba mu oddać. Gabi rozpłakała się mocno i powiedziała, że ona nikogo bić nie będzie. I jak tu wytłumaczyć takiej małej, przerażonej kruszynie, że "life is brutal"? Jako matka zawsze powtarzałam, że nie wolno bić nikogo, a teraz niby zdanie zmieniam?
   Planowałam posłać Gabi do nowego przedszkola od września. Ostatnio wracając z zakupów pokazywałam mężowi, jak wygląda i gdzie jest przyszłe przedszkole małej. Gabi odezwała się wtedy z tylnego siedzenia: mamusiu a czy ja już jutro mogę tam iść? Właśnie jestem w trakcie załatwiania nowej placówki.

                                                                                                                                 Anka

środa, 5 czerwca 2013

Kulinarna zagadka????

Cześć. Wczoraj wieczorem, kiedy Gabi była już po kolacji, wykąpała się i obejrzała bajkę usiadła obok mnie i zagląda mi w talerz z kolacją. Nagle pada prośba: mamo daj mi tą bułeczkę z tym czymś pycha w środku! Konsternacja o co chodzi. Mąż wygląda zza komputera i pyta - co ona chce? Na moim talerzu nie ma nic takiego. Proszę małą, żeby opisała dokładnie o co prosi.
Chce bułeczkę, taką co jem czasami z takim czymś w środku! A co to test to coś w środku - pytam ją? Takie mniam mniam! - usłyszałam odpowiedź. No i bądź tu mądry o co chodzi dziecku!
   Siedziałam, myślałam, szare komórki zrobiły się chyba różowe od przegrzania i nagle ... boom. Nawet nie domyślicie się o co chodziło dziecku (chyba, że już to przerabialiście). Pita, pita i jeszcze raz pita.
   Raz w miesiącu robimy sobie nuggetsy. Oczywiście zostaje ich trochę na następny dzień. Żeby ich nie podgrzewać i wysuszać w piekarniku robimy sobie wielką ucztę z pitą - którą Gabi ubóstwia. Oczywiście robię ją w mikrofalówce, bo szybko i wygodnie. Trzeba się migiem uwijać, bo mała osoba stoi przy nodze i krzyczy, gdzie jej jedzenie, bo ona głodna. Jak już pita gotowa to także się drze, że jest gorąca a jej w brzuchu burczy. Istne szaleństwo. Pierwszego dnia na obiadek: ziemniaki, nuggetsy i surówka. Drugiego dnia pita. Wiadomo, że ile kucharek to tyle przepisów. Ja podam Wam swój.
  Piersi z kurczaka umyj, pokrój na kawałki, posól i popieprz. Pokrusz drobno (ręcznie wałkiem do ciasta lub malakserem) 3 szklanki płatków kukurydzianych. Do dużej miski włóż: 1,5 szklanki mąki, pół szklanki wody, pół szklanki mleka ( ja ze względu, że Gabi nie próbowała jeszcze mleka krowiego daję wodę zmieszaną ze śmietaną 18%), jajko. Wymieszaj. Ciasto musi mieć konsystencję ciasta naleśnikowego (dla nie których może wydawać się za gęste ale nie przejmujcie się tym). Rozgrzewamy olej na patelni i każdy kawałek mięsa moczymy w cieście, w miazdze z płatków kukurydzianych i na tłuszcz. Kotleciki smażą się szybko (najlepiej jeden kotlet z partii wyjąć i sprawdzić w środku czy się upiekł). Usmażone nuggetsy wyjąć na ręcznik papierowy kuchenny, żeby wsiąkł w niego nadmiar tłuszczu.
   Punkt kulminacyjny - pita. Ja kupuję pitę owalną - bo więcej się do niej mieści. Robię sosik: 3 łyżki majonezu, 2 łyżki ketchupu, mała łyżka curry. Robię dowolną surówkę lub kupuję gotową. Jeśli chcecie to pokrójcie sobie jeszcze pomidorka, ogóra kiszonego i co tam jeszcze lubicie (mój mąż pokroił sobie raz papryczkę chilli - wypaliło mu wszystkie zęby - już tego nie robi).
No to zaczynamy. Podgrzewamy pitę wg wskazówek na opakowaniu (niektóre skrapia się wodą a niektóre nie więc poczytajcie co jest napisane na opakowaniu). Odkrójcie czubek, ostrożnie (bo gorące) włóżcie do środka sporo sosu i rozsmarujcie go. Dodajcie do środka pokrojonego w drobne kawałki nuggetsa i włóżcie na 30 sekund do mikrofalówki żeby się zagrzał. Potem dodajcie surówkę, dodatki i co wam jeszcze przyjdzie do głowy i na 20 sekund do mikrofalówki. Gotowe. Uwaga tylko bo gorące w środku. Mam nadzieję, że będzie Wam smakowało jak mojemu małemu łobuziakowi.

                                                                                                                     Anka

wtorek, 4 czerwca 2013

Gryzonie atakują!

Cześć. Gabrysia znowu została pogryziona w przedszkolu przez inne dziecko! Co zrobić? Oczywiście ucałowałam "kuku" i ... zagotowałam się. Jak wytłumaczyć dziecku, że tamto pewnie nie chciało zrobić mu krzywdy, tylko może nie radzi sobie z emocjami?
  Jakiś czas temu już Gabi była pogryziona przez tą małą "myszkę"! Mały "gryzoń" nie radził sobie po prostu ze stratą smoczka i tak odreagowywał swoją frustrację. A o co teraz chodzi? Nie wiem?
   Gdy ja byłam mała gryzłam podobno do krwi. Jak się później okazało, wszystkie dzieci w mojej grupie żłobkowej już chodziły tylko ja raczkowałam. I tak zabierały mi zabawki i chodu! Od małego byłam pamiętliwa, więc gdy ktoś coś przewinił  -był kodowany w małym mózgu. Jak potem siadał i bawił się obok mnie, nagle zapalała się czerwona lampka z przypomnieniem (że ten oto osobnik zabrała mi zabawkę lub mnie popchnął) i dawaj go .... chaps. Szybko dzieci nauczyły się nie zabierać mi zabawek. Jak zobaczyłam, że gryzienie "skutkuje" to gryzłam wszystkich i za wszystko. Nikt nie wiedział jak to całe "szaleństwo" powstrzymać!
   Pewnego popołudnia ugryzłam mojego starszego brata tak mocno w sutek, że prawie go odgryzłam. Moja mama nie wiedziała jak mnie powstrzymać to .... ugryzła mnie! I to poskutkowało! Gdy poczułam jak bardzo to boli od razu przestałam to robić. Nastała radość w domu i żłobku.
    A jak to jest z panią Gabrysią? Może ona zabiera mniejszym dzieciom zabawki i one tak próbują się bronić? Może ugryzła ją koleżanka z miłości (jak ja mojego brata)? Trudno powiedzieć. Na pewno jeśli jeszcze się to powtórzy to spotkam się z rodzicami małego "gryzonia" i zaproponuje im, żeby ugryźli swoją pociechę - może to pomoże? Mnie pomogło.



                                                                                                              Anka

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Szybki festyn!

Cześć. Obiecałam napisać relację z festynu, który odbył się w niedzielę z okazji Dnia Dziecka w ogrodach Zamku Królewskiego w Warszawie. Zanim się tam wybraliśmy zadzwonili dziadkowie: jak będziemy wracać z działki to wpadniemy z prezencikiem dla wnuczki. W głębi serca modliłam się, żeby nie był to kolejny "maleńki prezencik". A tak w ogóle to zapomniałam powiedzieć Wam, że namiocik który dziecko otrzymało od kochających rodziców ma średnice ponad metr i zajął połowę salonu. Mąż pożegnał się z "zestawem wypoczynkowym" i po złożeniu go namiot został przeniesiony na taras.
  Wróćmy do sprawy festynu. Gabi chętnie się ubrała, nawet zbytnio nie oponowała kiedy z mężem powiedzieliśmy, że podopieczna Gienia z nami nie jedzie - będzie pilnować domu. Obyło się bez płaczu i tupania nogami. Szybko dotarliśmy na miejsce. Gabi miała buzię szeroko otwartą, ale rękę ściskała coraz mocniej. Nie chciała malować buziek jak inne dzieci, wejść na trampolinę, zjeżdżać ze zjeżdżalni też nie chciała. Ogólnie wszystko było na nie. W pewnym momencie przeszła obok nas maskotka "Kubuś" - Gabi w ryk, na ręce i już było "pozamiatane". Zaczęło się! Boje się tego, boje się tamtego, tutaj nie pójdę. Po godzinie wspaniałego festynu i zakwasach na rękach - spojrzeliśmy z mężem na siebie i jednogłośnie - jedziemy do domu! W domku było już cudownie. Była Gienia i dziadkowie zaraz przyjechali. Jednym słowem rewelacja!
Wydaje nam się, że mała nie lubi tłumów i hałasu no i do tego te wielkie maskotki chyba trochę ją przeraziły.


                                                                                                                         Anka

sobota, 1 czerwca 2013

Maleńki prezencik!

Cześć. W czwartek byliśmy u Teściów. Spóźnione kwiatki i prezent na Dzień Mamy. Ponieważ zbliżał się Dzień Dziecka, babcia jak zwykle kupiła prezent dla Gabrysi - nie do końca wiedzieliśmy co?
   Zaparkowaliśmy samochód pod domem rodziców i poszliśmy z małą na spacer. Oczywiście oprócz Nas w odwiedziny przyjechała także Gienia i "zestaw promocyjny" - wózek dla Gieni. Poszliśmy na plac zabaw. Babcia zaraz miała dojść do Nas. Nagle przez cały plac zabaw leci jakaś mała dziewczynka z rączkami wyciągniętymi do przodu i krzyczy coś sobie. Podbiega do Gabi i dawaj ręce wyciągać po Gienie. Dziecko zamarło! Mars pojawił się na czole! Myślę sobie, że może być ciekawie. Podchodzi do dziewczynki babcia i tłumaczy jej, że to nie jej lala, ale ta uparcie chce poprzytulać lalkę Gabrysi. Mała stwierdziła, wychodzimy stąd bo tu jest niebezpiecznie! Uśmialiśmy się serdecznie z mężem z tego "niebezpieczeństwa". Zaraz przyszła babcia i poszliśmy na spacer.
  W domku babcia i dziadek wręczyli dziecku "maleńki prezencik" - rower! Prezent fajny tylko mamy problem z przechowywaniem takich malutkich przedmiotów. Nie mamy piwnicy, na korytarzu strach zostawić coś (kiedyś wózek dla dziecka ukradli, to co dopiero nowiutki rower), zostaje więc środek pokoju lub taras. Ostatnio na tarasie też nie ma miejsca, bo mąż kupił sobie zestaw wypoczynkowy (stolik i dwa krzesła). "Wypoczywa" na tym zestawie z wujkiem, który odwiedza nas regularnie i regularnie się wtedy "ogłuszają" siedząc na tarasie.
   Najlepsze jest to, że ku mojemu zaskoczeniu mała już następnego dnia nauczyła się jeździć na swoim trójkołowcu. Mam teraz bieg z przeszkodami w dużym pokoju i na dokładkę maraton rowerkiem po całym domu! Jestem ciekawa co dziadkowie wymyślą w przyszłym roku - oby nie quad!

                                                                                                                     Anka