Cześć. W czwartek byliśmy u Teściów. Spóźnione kwiatki i prezent na Dzień Mamy. Ponieważ zbliżał się Dzień Dziecka, babcia jak zwykle kupiła prezent dla Gabrysi - nie do końca wiedzieliśmy co?
Zaparkowaliśmy samochód pod domem rodziców i poszliśmy z małą na spacer. Oczywiście oprócz Nas w odwiedziny przyjechała także Gienia i "zestaw promocyjny" - wózek dla Gieni. Poszliśmy na plac zabaw. Babcia zaraz miała dojść do Nas. Nagle przez cały plac zabaw leci jakaś mała dziewczynka z rączkami wyciągniętymi do przodu i krzyczy coś sobie. Podbiega do Gabi i dawaj ręce wyciągać po Gienie. Dziecko zamarło! Mars pojawił się na czole! Myślę sobie, że może być ciekawie. Podchodzi do dziewczynki babcia i tłumaczy jej, że to nie jej lala, ale ta uparcie chce poprzytulać lalkę Gabrysi. Mała stwierdziła, wychodzimy stąd bo tu jest niebezpiecznie! Uśmialiśmy się serdecznie z mężem z tego "niebezpieczeństwa". Zaraz przyszła babcia i poszliśmy na spacer.
W domku babcia i dziadek wręczyli dziecku "maleńki prezencik" - rower! Prezent fajny tylko mamy problem z przechowywaniem takich malutkich przedmiotów. Nie mamy piwnicy, na korytarzu strach zostawić coś (kiedyś wózek dla dziecka ukradli, to co dopiero nowiutki rower), zostaje więc środek pokoju lub taras. Ostatnio na tarasie też nie ma miejsca, bo mąż kupił sobie zestaw wypoczynkowy (stolik i dwa krzesła). "Wypoczywa" na tym zestawie z wujkiem, który odwiedza nas regularnie i regularnie się wtedy "ogłuszają" siedząc na tarasie.
Najlepsze jest to, że ku mojemu zaskoczeniu mała już następnego dnia nauczyła się jeździć na swoim trójkołowcu. Mam teraz bieg z przeszkodami w dużym pokoju i na dokładkę maraton rowerkiem po całym domu! Jestem ciekawa co dziadkowie wymyślą w przyszłym roku - oby nie quad!
Anka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz