Cześć. Obiecałam napisać relację z festynu, który odbył się w niedzielę z okazji Dnia Dziecka w ogrodach Zamku Królewskiego w Warszawie. Zanim się tam wybraliśmy zadzwonili dziadkowie: jak będziemy wracać z działki to wpadniemy z prezencikiem dla wnuczki. W głębi serca modliłam się, żeby nie był to kolejny "maleńki prezencik". A tak w ogóle to zapomniałam powiedzieć Wam, że namiocik który dziecko otrzymało od kochających rodziców ma średnice ponad metr i zajął połowę salonu. Mąż pożegnał się z "zestawem wypoczynkowym" i po złożeniu go namiot został przeniesiony na taras.
Wróćmy do sprawy festynu. Gabi chętnie się ubrała, nawet zbytnio nie oponowała kiedy z mężem powiedzieliśmy, że podopieczna Gienia z nami nie jedzie - będzie pilnować domu. Obyło się bez płaczu i tupania nogami. Szybko dotarliśmy na miejsce. Gabi miała buzię szeroko otwartą, ale rękę ściskała coraz mocniej. Nie chciała malować buziek jak inne dzieci, wejść na trampolinę, zjeżdżać ze zjeżdżalni też nie chciała. Ogólnie wszystko było na nie. W pewnym momencie przeszła obok nas maskotka "Kubuś" - Gabi w ryk, na ręce i już było "pozamiatane". Zaczęło się! Boje się tego, boje się tamtego, tutaj nie pójdę. Po godzinie wspaniałego festynu i zakwasach na rękach - spojrzeliśmy z mężem na siebie i jednogłośnie - jedziemy do domu! W domku było już cudownie. Była Gienia i dziadkowie zaraz przyjechali. Jednym słowem rewelacja!
Wydaje nam się, że mała nie lubi tłumów i hałasu no i do tego te wielkie maskotki chyba trochę ją przeraziły.
Anka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz