wtorek, 14 maja 2013

DZIECI NA URLOPIE - cz. II


  Wiadomo nie od dziś, że dzieci na urlopie wypoczywają najlepiej. Są szczęśliwe bo mają rodziców przy sobie, nie muszą iść do przedszkola, rodzice dają się naciągać na różne atrakcje i większość czasu spędzają na świeżym powietrzu.
  A teraz przejdźmy do tematu naszego zakwaterowania. Zamówiliśmy sobie pokój 3 - osobowy w pewnej Willi we Władysławowie. Opis oczywiście super, zdjęcia też. Realia mnie nieco przerosły. Pokój trochę brudny, łazienka miała - może 2 m2 w tym prysznic. Nawet nie zaczęłabym narzekać gdyby nie czajnik. Otworzyłam go po przyjeździe żeby zrobić sobie i dziecku  herbatki a tu pleśń w środku i smród. Początek pobytu zaczęłam od szorowania czajnika i podróży do sklepu po kwasek cytrynowy. Kolejna niespodzianka czekała nas podczas wieczornego mycia. Gdy schylałeś się do umywalki by umyć twarz i zęby nasza pupa lądowała na ścianie a wieszak na niej zamontowany wbijał się centralnie w d... Można było się oczywiście przesunąć ale pupa wtedy lądowała już w salonie. Willa to była ale tylko w nazwie.
  Śniadania i kolacje jedliśmy w naszym "apartamencie" a obiad i zupę tam gdzie akurat byliśmy. Już drugiego dnia pytając Gabrysię czy jest głodna odpowiadała mi: "a do jakiej restauracji idziemy"! Ach te nasze małe cwaniaki. Z ręką na sercu mogę polecić Wam wiele restauracji gdzie można dobrze zjeść za niezbyt wygórowaną cenę. Najważniejsze było żeby były jakieś dania dla dzieci lub możliwość zestawienia pewnych produktów które akurat wiemy że nasza pociecha zje. Zazdrościłam trochę rodzicom których dzieci lubiły naleśniki. Moja mała nawet na to nie chce spojrzeć. Jeśli będziecie zainteresowani mogę Wam powyliczać dobre knajpy w których byliśmy z Gabi w innym wpisie. Przyznam się że trochę miejsc już zwiedziliśmy więc sporo byłoby tego.
  Nasze dziecko podczas pobytu miało także swoją ulubioną restaurację i jak tylko zbliżała się pora obiadu pytała: "czy jedziemy na obiad do bocianów"? Restauracja ta oprócz wspaniałej kuchni, małej sali zabaw dla dzieci, przemiłej obsługi miała na tyłach posiadłości mini zoo. Gabi nawet przez szybę lubiła oglądać strusia i bociany w gnieździe. Były oczywiście jeszcze inne zwierzątka ale mało ją interesowały. Przy rachunku zawsze Panie kładły lizaka więc dziecko było prze szczęśliwe.
  Muszę Wam powiedzieć, że co roku jeździmy nad polskie morze i dopiero teraz kiedy Gabi zaczęła mówić, bardzo dobrze chodzić, nie robi już w pieluchę to można trochę wypocząć razem z dzieckiem. Rok temu słabo chodziła więc czasami trzeba było ją nosić (taki mały 15 kg pączuszek), latać i szukać przewijaka gdzieś bo siku wylewało się bokami a pogoda nie pozwalała na przewijanie na kocyku na plaży. Najważniejsze, że jest już z takim dzieckiem komunikacja. Można zapytać co chce zjeść, o co chodzi jak zaczyna nagle tupać nogami i płakać. Na większość pytań otrzymamy już krótką i wyczerpującą odpowiedź.
  Atrakcje dla dzieci. Temat rzeka. Jak przychodzi co do czego okazuje się, że w kurortach niema nic ciekawego dla naszych pociech. Kwestia też oczywiście w jakim wieku mamy dziecko. Bo to co interesuje 8 latka niekoniecznie zachwyci 3 latka. Moja Gabi jako atrakcję uważała pójście na lody. Fakt, że my polskie morze odwiedzamy w maju i być może większość super atrakcji jest jeszcze zamknięta i rozkwita dopiero lipiec - sierpień. Ceny tych atrakcji bywają lekko wygórowane.
  Mnie osobiście pobyt w Ocean Parku we Władysławowie nie podobał się. Cena wygórowana a Gabi nie chciała oglądać ryb tylko zainteresowana była dużym placem zabaw (przystosowanym bardziej dla większych dzieci). Więc stała sobie i patrzyła jak skaczą starsze dzieci na trampolinach i bawią się na dużych zjeżdżalniach. Na szczęście zainteresowały ją dwa małe plastikowe domki. Wchodziła do nich i wychodziła, zamykała i otwierała okna a potem udawała że gotuje. Wszystko było w porządku do momentu aż chłopczyk ok. 3 lat wpadł do domku w wiaderkiem piasku wypchnął Gabi i powiedział: "wynocha to mój dom". Mała stanęła jak skamieniała. Chyba do końca nie wiedziała o co chodzi. Ja (matka szybkiego reagowania) podbiegłam do niej i wzięłam ją do drugiego domku. Sama schowałam się za zamkniętym oknem domku i co chwila robiłam "a ku ku". Nagle "Pan i władca" stanął przed domkiem w którym bawiła się Gabi i coś pod nosem zaczął porykiwać. Spojrzałam na swoje dziecko - stało przerażone i mówi mi, że nie chce tego chłopca tutaj. Ja nie wiele myśląc zaczęłam warczeć jak pies a potem wyć po cichu jak wilk "auuu, auuu". O dziwo poskutkowało. Mały łobuziak już nie wypychał Gabi tylko zaczął się z nią bawić. Sielanka nie trwała jednak długo, gdyż po ok 10 minutach zaczął machać łapami, w których nie wiem skąd miał kamień. Na szczęście znalazła się jego mama i zabrała mu go. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo nigdy nie wiadomo co takiemu artyście strzeli do głowy.
  Największe wrażenie na nasze trójce zrobił Zamek w Malborku. Bilety drogie ale zwiedzasz zamek z przewodnikiem ok. 3,5 godziny więc wiesz za co zapłaciłeś. Ponieważ była pora drzemki małej więc wsadziliśmy ją do wózka i dalej zwiedzać. W pewnym momencie trzeba było wejść po stromych schodach więc Pani pilnująca porządku mówi do mnie, że jeśli chce to wypuści mnie na dół bocznym wyjściem i poczekam przy następnych drzwiach. Reszta grupy miała wyjść tymi drzwiami za ok. 5 minut. Tak też zrobiłam. Wyszłam na dwór, uśpiłam Gabi i stoję pod drzwiami i czekam na swoją grupę i męża oczywiście. Czekałam ok 30 minut. Wściekłość moja była ogromna. W moim plecaku, który miał na sobie mąż był telefon, pieniądze, picie i przekąska dla dziecka. Jak się tatuś pojawił to dostał o...  i dopiero wtedy kapnął się, że wszystko co mi mogło być potrzebne miał przy sobie. Jak łobuziak nasz się obudził poszliśmy razem zwiedzać resztę Zamku. Było super.

w następnym odcinku naszej słodkiej telenoweli opowiem Wam o wizycie Gabi u dentysty
                                                                                                    Anka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz